środa, 2 marca 2011

Historia drużyny

Tylko dla wytrwałych!
7.12.2012 - Dopisana kolejna część obejmująca czas od sierpnia 2011 do grudnia 2012. Miłego czytania!
25.06.2014 - część od XII.12 do VI.14
Początki Trójki giną w pomroce dziejowej. W podaniach historycznych z czasów zaraz po usamodzielnieniu się Leśnej Szkółki przez Trójkę przewijają się takie osoby jak Woody czy Trąba. Nikt jednak tego dobrze nie pamięta, wiec może to tylko legendy...


    * Spośród tej prima materii wyłonił się niejaki Bzyk i zapoczątkował działania mające na celu ujednolicenie kształtu Trójki. Podówczas stanowiła ona zbitkę resztek drużyny Drezyny - środowisko Obłuże oraz środowisko Witamino. Trójka dowodzona była przez Bzyka, któremu pomocą był Maraton.

    * Obóz w Młynku - rok 1992 to jeszcze chaos. Po obozie w szeregi Trójki wstępują Mały i Iwan. W krótkim czasie wyłoniony zostaje zastępowy, czyli Mayo. Zbiórki odbywają się częściowo w okolicach Wzgórza, jeszcze wówczas Nowotki, oraz na Obłużu.

    * Rok 1993 to obóz w Kuźnicy Zelichowskiej. Na tym obozie Trójka powiększa się o nowy zastęp złożony z byłych zuchów. Są to osoby takie jak Pieniawa, czy Dudek. Piecze nad nimi obejmuje Mały. Od tego obozu Trójka obejmuje swoimi wpływami również i Karwiny, gdyż nowo powstały zastęp działa głownie w tych okolicach. Po obozie również odchodzi Bzyk. Drużynowym zostaje Maraton. Przybocznym jest wówczas Iwan. Podczas ferii zimowych ’94 zorganizowane zostaje zimowisko w Karwii. Komendantem zostaje Maraton, oboźnictwo jest domeną Iwana.

    * Jeszcze przed obozem letnim w 1994 Trójka uległa przemianie w 3NGDHiH. Twór ten powstaje dzięki fuzji ówczesnej 3NGDH z resztkami drużyny Donaty. Przed samym obozem pojawia się epizodycznie postać Ewy Pępkowiak. Zajmowała się żeńską częścią Trójki, by potem, po ponownym rozdziale płciowym drużyny, stać się drużynową. Powstaje wówczas 27NGDH, natomiast Trójka odzyskuje swój dawny kształt. Można dodać tu jeszcze, ze 27NGDH przyjmuje brązowo – granatowe barwy. Jako, że Trójka na obozie w Kuźnicy Zelichowskiej obrała sobie chusty brązowe, więc kolor brązowy w barwach nowo powstałej drużyny odnosić się może do swojego Trójkowego pochodzenia.

    * Obóz w Wygoninkach - rok 1994 Trójka odbywa wraz z 27NGDH oraz drużyną, a w zasadzie pozostałością drużyny Wandzi. Komendanturę podobozu przejmuje Iwan, oboźnictwem zajmuje się Mały. Warto dodać, że z naboru poczynionego jeszcze przed obozem pozostał jeszcze tylko jeden człowiek, niejaki Wrona.

    * Po obozie w Wygoninkach następuje kolejna zmiana drużynowego. W tajnym glosowaniu Rada Drużyny postanawia przesunąć Iwana na pozycje drużynowego, natomiast Maraton ma być przybocznym. Niestety są to już ostatnie chwile Maratona w Trojce, gdyż po pewnym czasie zaprzestaje działalności.

    * W owym czasie Trojka działała w trzech środowiskach: Obłuże - pod wodza Maya, Karwiny - pod wodza Małego oraz centrum - Grassman. Czynione są również starania o utworzenie zastępu na Chwarznie, niestety nieudane. W czasie ferii zimowych ’95 zorganizowane zostaje zimowisko wspólnie z 27NGDH, dowodzona wówczas przez Arę. Zimowisko miało miejsce w Bożympolu Wielkim. Komendantem był Mały, natomiast oboźnictwem parał się Mayo.

    * Obóz w Makowie, rok 1995. Trojka tworzy podobóz męski wraz z 6NGDH oraz 1NSDH. Komendantem podobozu jest Iwan, oboźnym Maly. Warto nadmienić, że jest to pierwszy obóz bez Jerzego Gacha. Komendantem całości jest Pacjent. Na obozie Trójka pracuje dwutorowo. Zastęp Maya realizuje program wędrowniczy, cała reszta natomiast działa normalnym planem, obozowym.

    * Zima ’96 w szeregi Trójki wstępują byłe zuchy, wspomagając tym samym zastęp Centrum. Są to takie postacie jak Rychu, czy Szwagier.

    * Po obozie w Makowie rozpoczynają się silne tarcia w Kręgu. Tymczasem zastęp Karwiny zdobywa nazwę Wilki i, na krótko przed obozem letnim również proporzec - jako jedyny w Trójce.

    * Obóz letni w Przewozie ’96. Bardzo silne tarcia wewnątrz Kręgu silnie wpływają na atmosferę obozu. Normalna praca obozu toczy się tylko do połowy obozu, potem podobóz męski rozjeżdża się i powstaje samodzielna gromada obozowa - Drakar. Podobóz męski tworzy Trójka, 7NGDH i jeszcze inni. Praca znów odbywa się dwutorowo. Cały podobóz realizuje ustalony plan, poza zastępem Wilków, które działają oddzielnym planem, Robinsonada.

    * Rok harcerski 1996/97 obfituje w silne zmiany, zarówno w Kręgu jak i w samej Trojce. Komendantem Kręgu zostaje Warek, po odwołaniu z funkcji Jerzego. Następnie Jerzy odchodzi z Kręgu. Trojka także przeżywa trudny okres. Zastęp Obłuże kończy swą działalność. Odchodzą Mayo, Kuba i Wrona. Na krotko przed obozem w roku 1997 Wilki podejmują decyzje o samorozwiązaniu. W Trójce pozostaje zastęp Centrum, prowadzony przez Rzeźnika.

    * Obóz w Paliwodziźnie ’97. Jest to kompletny odwrót od idei tymczasowych obozów. Malutki obozik Trojki i 27NGDH na własnej kuchni wybija się z utartych kanonów akcji letnich Leśnej Szkółki. Komendantem jest Iwan, oboźnym Mały, za kwatermistrzostwo zabiera się zaś Pacjent.

    * Po obozie w Paliwodziźnie po raz kolejny Trojka ulega przeobrażeniom. Zostaje przemianowana na 3NGZH. Samodzielnym zastępowym zostaje Mały. W takim oto stanie Trojka powoli i z niemałym trudem dotacza się do obozu letniego w roku 1998.

    * Obóz w Lutówka Młyn. Trojka działa planem centralnym, ponieważ Mały obejmuje funkcje kwatermistrza. Obóz niestety nie zachwyca poziomem ani harcerskim, ani kulinarnym.

    * Po tymże obozie rozpoczyna się powolna wspinaczka pod górę, ku wyższym szczytom. Następuje odświeżenie nowa krwią. Do zastępu dochodzi Adi, później, w ramach nowego zuchowego kontyngentu również Garguś i Zięciu. Trojka zaczyna używać swojej starej nazwy - Buki, pochodzącej z czasów, kiedy istniał jeszcze zastęp Centrum i to on nosił tą nazwę. Na wiosnę ’99 Buki biorą udział w Harcerskim Turnieju Sportowym, gdzie zdobywają pierwsze miejsce w turnieju piłki siatkowej. I tak powoli Trójka dociera do kolejnego letniego obozu.

    * Obóz we Wdzydzach Kiszewskich ’99. Buki pojawiają się w dość silnym składzie. Niestety znów następuje separacja zastępowego z racji pełnionej przez Małego funkcji komendanta całości. Do drużyny dołącza Bączek.

    * Po obozie we Wdzydzach Kiszewskich następuje kolejna zmiana na funkcji przewodniej Trójki. Ze względu na zbliżający się wyjazd Małego do Francji zastępowym zostaje Rychu. Pięć miesięcy szybko jednak minęło. W kwietniu 2000 Mały wraca i ponownie obejmuje dowództwo. W tym czasie zbiorki Buków to miedzy innymi wypad w lasy sopockie (przyniósł wiele radości) i wyjście do kina na pierwszy epizod Gwiezdnych Wojen. Powstał również proporzec według projektu Rycha, wykonawcą był Mały.

    * Obóz 2000 był obozem szczególnym. Odbywał się w wyjątkowo kameralnym gronie: Trojka + Kawa i kilku jego ludzi. Do pomocy przybyli Ania wraz z Pacjentem. Po szczegóły ze Złocieńca odsyłam do osobnej kroniki...

    * Atmosfera w Kręgu znów zaczyna się zagęszczać. Komendantem zostaje ponownie Warek wraz z komendą zasilaną przez Skromnego. Silne działania przeprowadza też August.

    * Trójka w silnym składzie uczestniczy w Starcie Hufca Gdynia we wrześniu 2000. Impreza organizowana jest przez ZHP. Start to dość masowy biwak, na którym noc była krótka a dzień intensywny. Co ciekawe, wyjazd oraz powrót odbył się z wykorzystaniem specjalnie do tego celu wynajętym pociągiem. Cała impreza miała miejsce w Czernicy.

    * Dalsze gęstnienie atmosfery w Kręgu zostaje spotęgowane brakiem zgody ówczesnej Komendy na samodzielny obóz Trojki w Gorcach. To przeważa szalę i na wiosnę 2001 Trójka podejmuje decyzję o wystąpieniu z NKIH „LS”.

    * Rozpoczyna się krótki okres bezdomności Trójki. Po różnych pomysłach zostaje podjęta decyzja o wstąpieniu do Gdyńskiego Hufca ZHP. Budzi to jednak silne kontrowersje wśród ludzi i części rodziców, skutkiem czego w roku 2001 Trójka nie pojechała na obóz. Mały wraz z zaczątkiem przyszłego zastępu gdańskiego oraz Anią i Pacjentem jadą na dwa tygodnie do Kurnytowej Koliby w Gorcach.

    * Jeszcze przed wyjazdem w Gorce Trójka zdecydowała nie przyłączać się do ZHP i wstępuje do Kręgu Harcerskiego LS - Drzewo Pokoju. LS - DP to organizacja, której szefem w owym czasie był hm. Jerzy Gach, były komendant NKIH „LS”. Odchodzi Rychu.

    * Mały wraz z Kawa biorą udział w Kwaterce obozu LS - DP w Zielonce i spędzają tam kilka dni. To pierwszy kontakt, który zaowocował późniejszą współpracą.

    * Październik 2001 - biwak drużyn w Skorzewie. Za organizację zarówno biwaku, jak i imprezy na orientację „Ostępy” odpowiada Mały.

    * Razem z początkiem roku szkolnego 2001/02 Mały rozpoczyna prowadzenie zastępu w Gdańsku. Zbiorki odbywają się pod Pachołkiem. Członkowie zastępu rekrutują się głównie z klasy Saimonixa, syna Ani i Pacjenta.

    * Listopad 2001 - Adi dostaje młodzika i składa przyrzeczenie harcerskie.

    * Na przełomie 01/02 Szwagier dostaje pod opiekę grupę z Rumi, tworząc drugi zastęp Trójki, który wkrótce przyjmuje nazwę Dęby, nawiązując do nazwy drużyny.

    * Styczeń to przyznanie brązowych chust Gargusiowi i Baczkowi.

    * Do lata 2002 Trojka brała udział w takich akcjach jak DMB organizowany przez Sowę, Dni Skupienia oraz Zlot BP, którego komendantem jest Mały. Zlot miał miejsce w Gdyni w okolicach Działek Leśnych.

    * Lato’02 to obóz w Bornym Sulinowie. Jest to pierwszy obóz Trójki po wstawieniu do LS - DP. Trójka w silnym składzie: twór gdyński, Gdańsk i Rumia stacjonuje wraz z 1NGDH „Knieja”. Pod koniec obozu Gargoo wraz z Bączkiem i Zięciem składają przyrzeczenie harcerskie i otrzymują krzyże. Wymowna nazwa podobozu „Sicz” najlepiej oddaje klimat tamtego obozowania.

    * Po obozie Adi zostaje szefem próbnego zastępu starszoharcerskiego. Niestety, próby te nie wypadają pomyślnie, gdyż zastęp ten praktycznie nie działa. Po kilku miesiącach Adi kapituluje i usuwa się z życia Trojki.

    * W zimie udało się zorganizować opłatek Trójki, niestety bez drużynowego. Zima to również Seminarium Przybocznych, które właściwie stało się Kursem Zastępowych. Jedyny uczestnik seminarium to Baczek, który ukończył je z wynikiem pozytywnym. W kursie biorą udział inni członkowie Trojki: Mleczko, Rino i Paker. Wszyscy zaliczyli.

    * Poza tym w lutym prezentowana jest wystawa IPN-u, w której jako obsługa i reprezentacja biorą udział Szwagier, Zięciu i Gargoo.

    * Rok harcerski toczy się jednak wokół obozu letniego na Durbaszce w Pieninach Małych. Wyjazd silnie turystyczny, jednak nie pozbawiony korzyści. Prawie cala Rumia, jak i Gdańsk otrzymują chusty. Swoje przyrzeczenia składają Paker, Saimonix, Worm i Kamil.

    * Sierpień 2003 - wypad rowerowy starszej Trójkowej ekipy tour de Kaszuby. Trasa wynosi 238 kilometrów, wraz z powrotem do Gdyni. Miejscem bazowania jest działka rodziców Szwagra i Zięcia za Kościerzyną w miejscowości Sobacz. W trzydniowym wypadzie udział biorą: Zięciu, Szwagier, Baczek, Gargoo i Mały. Powstaje Buka...

    * Rok 2003/2004 Trójka rozpoczyna z wielkim zapałem i ochotą, mimo matury Szwagra, egzaminów gimnazjalnych Garga i Bączka oraz obrony, udanej zresztą, pracy doktorskiej Małego. Możliwości czasowe zostały więc ze względów niezależnych mocno ograniczone. W owym czasie drużyna wyglądała następująco: zastęp Klony w Gdańsku pod wodzą Małego z pomocą Gargoo, oraz zastęp Dęby ze Szwagrem. Oby dwie ekipy funkcjonują już 2 lata i ich squad utrwalił się na poziomie około 6 chętnych do działania ludzi w Gdańsku i 4 w Rumi.

    * Ferie zimowe, to, jak co roku już, kurs przybocznych. Tym razem odbywa się w Lubianie. Z Trójki jest Szwagier jako oboźny. Na seminarium, oprócz przygody ze skradzionym plecakiem Niki, odbywa się długa, nocna rozmowa zainicjowana pomysłem Jerzego na sądową rejestrację Kręgu jako stowarzyszenie zwykłe. Opcja ta większością głosów wyparła alternatywną propozycje wstąpienia Kręgu do ZHR-u. Przeciwko takiej koncepcji do końca protestuje przybyły późno w nocy Mały, znając jej wpływ na Leśną Szkółkę, z której to tak niedawno Trójka wystąpiła. Aby rejestracja mogła się dokonać potrzeba przynajmniej 15 pełnoletnich członków założycieli, więc z powodu braku odpowiedniej liczby osób wśród instruktorów do władz kręgu wstępują rodzice harcerzy. Drużynowy Trojki odmawia złożenia swojego podpisu na akcie rejestracyjnym. Ostatecznie rejestracja dokonuje się dnia 6.01.2004.

    * Wiosna to w przyrodzie czas przebudzeń. Zmotywowani nie wiadomo czym do działania Gargoo z Bączkiem podejmują trud utworzenia nowego zastępu na Witominie. Po nadspodziewanie udanym naborze w szkole podstawowej na zbiórki zaczyna przychodzić całkiem spora liczba ludzi. Trudny charakter jednak tego dość specyficznego witomińskiego środowiska zdecydował o fiasco tej arcytrudnej kampanii.

    * Końcówka roku harcerskiego upływa w cieniu świadomości ponownego wyjazdu Małego, tym razem do USA i to na dłużej niż miało to miejsce w przypadku Francji. W związku z tym faktem drużynowy nie uczestniczy w obozie letnim w 2004 roku w Konotopie. Buki działają samodzielnym podobozem. Komendanturę po raz pierwszy obejmuje Szwagier. Oboźnym zostaje Gargoo. Jest to pierwszy obóz bez Małego od niepamiętnych czasów. Przyjeżdża jednak na jedną noc, podczas której dokonuje przekazania drużyny. Granatowy sznur przyjmuje Szwagier, a zielony, jakiś czas później otrzymuje Gragoo. Mały rozstaje się z formalnym prowadzeniem drużyny po 7 latach spędzonych najpierw jako samodzielny zastępowy a następnie drużynowy. Tym samym zamyka pewien okres w historii drużyny, wraz ze wszystkimi jej upadkami i wzlotami. Potomnym pozostawiamy ocenę tego czasu.

    * Mały wyjechał, ale życie drużyny toczy się dalej. Perspektywy Trójki na rok 2004/05 zapadają się jednak już we wrześniu, gdy nieoczekiwanie Szwagier wyjeżdża na studia do Torunia. Trójka wiec prowadzona jest mailowo z USA, telefoniczno-dojazdowo z Torunia oraz faktycznie przez Garga, który to przeprowadził się z Działek do Osowy. Następuje rozkwit Gdańska a ciemne chmury zbierają się nad Rumią, z którą to walkę podjął dzielny Rino. Nie ma bowiem siły zdolnej powalić tych, którzy naprawdę chcą działać. A działania bywały różne, jak np. wakacyjna sesja u Garga.

    * W wyniku różnej oceny Konotopu przez kadrę Trójki i resztę Kręgu zapadła decyzja o zorganizowaniu w roku 2005 samodzielnego obozu 3NGDH. Z założenia miał to być powrót do tradycji i klimatu małych, kameralnych obozów Paliwodzizny i Złocieńca. Pomysł ten spotyka się jednak z ostrą reakcją żeńskiej części kadry Kręgu oraz jego komendantem, który planował obóz całościowy w Szwecji. Wymiana zdań na temat akcji letniej nie pozostaje bez wpływu na dalszą współpracę w Kręgu. Wprawdzie organizowana przez Szwagra noc listopadowa odbywa się zgodnie z planem, jednak niedługo później okazuje się, że przedstawiciele Trójki nie są zaproszeni na seminarium przybocznych w Gnesta. Po interwencji zza oceanu do Szwecji Trojka jednak jedzie. Zlanie się kursowego klimatu przywiezionego z Polski z mentalnością szwedzkiej harcerskiej polonii stworzyło niezrozumiałą dość mieszankę, z którą to zarówno komendanci obydwóch środowisk jak i zmieniający się kolejni oboźni z trudem dawali sobie radę. Mimo panującego podczas naszego pobytu w Gnesta sztormu na Bałtyku udaje nam się bezpiecznie, z pomocą szczodrze rozdawanych przez załogę papierowych torebek, wrócić do Gdyni.

    * Druga połowa roku to DMB organizowany przez Ślimaka w Kielnie (stawił się tylko Saimonix) oraz zlot Baden-Powella organizowany formalnie wspólnie przez Maję z LSDP oraz Juniora z LS-u. Na zlocie 3NGDH działa wspólnie z 1NGDH pod kryptonimem Independent Crew. Jak bardzo proroczo stworzono to zestawienie okazać się miało już w lipcu. W międzyczasie obóz letni w Szwecji z powodu niemożności otrzymania na niego grantu okazuje się nierealny. W związku z tym obóz Kręgu bez Trójki odbywa się ostatecznie w miejscowości Bujwidze na Litwie.

    * Kwestia obozu Trojki również była skomplikowana. Sprawę utrudniała zależność pomiędzy komendantem Kręgu, a rodzicami harcerzy z Rumi, którzy sprzeciwili się idei samodzielnego obozu. Pertraktacje niestety nie doprowadzają do osiągnięcia porozumienia. Ostatecznie Rumia, a właściwie jedynie Mleko i Papay jedzie na Litwie. Reszta zaś zostaje w domu. Na Litwę jako komendant podobozu męskiego, składającego się z 1NGDH, namiastki Rumi oraz Andriusa pojechał Szwagier. Na drugą połowę obozu dojeżdża jednak Alien, drużynowy 1NGDH Knieja. Wówczas to spełnia się od dłuższego już czasu planowany akt połączenia tych dwóch drużyn.

    * Alien, który korzeniami swymi wyrasta z pnia starej gwardii Trójki wraca do niej jako zastępowy byłej już 1NGDH. Jego zastęp przyłącza do siebie również część rumską, osoby takie jak Paker, Rino i Papay, oraz przyjmuje jako swoją nazwę Dęby, którą do tej pory legitymowała się Rumia. Powstaje w Trójce tez zupełnie nowy zastęp złożony z byłych zuchów, podesłanych zresztą od dawnego Trójkowicza, Zięcia. Nowy zastęp przyjmuje nazwę Graby a pieczę nad nim obejmuje Mleko z pomocą Całusa. Tak wiec obóz na Litwie, mimo iż zagmatwany w swej kadrowej strukturze zarówno w kwestii podobozu męskiego jak i całości, przynosi Trojce świeżą krew.

    * Samodzielny obóz 3NGDH odbywa się natomiast kilka dni po zakończeniu Litwy w miejscowości Golub-Dobrzyń. Liczba jego uczestników zbliżona jest to liczby kadry. Kameralny, osadzony w klimacie średniowiecza obóz odwiedza wizytujący Polskę Mały, udzielając przy tej okazji pasowania co bardziej zasłużonym giermkom. Wizytę na końcowym ognisku składają również miejscowe druhenki z ZHP-u.


By Szwagier – copyright reserved.

    *Druga połowa roku 2005 to ciężki okres w historii Trójki. Tuż po obozie nastroje w zastępie Gdańskim są dobre, ale był to „ostatni zryw”, gdyż już niedługo zaczynają z niego odchodzić członkowie tacy jak Gregor, Kamil, Paweł. Wyjazd na dwa różne obozy powoduje, że między zastępami Aliena i Gdańskim pojawiają się pewne różnice światopoglądowe oraz podziały, jak się okazało, prorocze.

    *Władze Kręgu nie kryły swego niezadowolenia z powodu wyjazdu Trójki na samodzielny obóz, co powoduje początek dyskusji nad przejściem do innej organizacji. Po przedyskutowaniu kilku pomysłów zostaje przyjęta koncepcja powrotu do NKIH „LS”, poparta przez Małego.

    *W międzyczasie powstaje pierwsza internetowa strona Trójki, dziś już nie działająca. Pieniądze, które pozostały po obozie przeznaczone zostają na kupno sprzętu potrzebnego do założenia własnego serwera, gdyż Jerzy utrudnia korzystanie z serwera LS – DP. W późniejszym czasie ten temat stał się zarzewiem konfliktu w kadrze Trójki, który pominę w swojej opowieści, by nie powracać do spraw już zakończonych.

    *Przez semestr jesienny Trójka z pewnymi trudnościami funkcjonuje nadal w kręgu, coraz bardziej skłaniając się ku przejściu do NKIH „LS”. Trójka pojechała na październikowy biwak, gdzie w wyniku niespotykanego układu planet urodziny mieli w jednym dniu aż dwaj jej członkowie (Rino, Saimonix). Zastęp Gdański funkcjonuje z pewnymi trudnościami, na zbiórkach coraz rzadziej pojawiają się Gregor, Kamil oraz Paweł.

    *Semestr kończy się, podjęta zostaje decyzja o przejściu do LS – u. Niespodziewanie w kadrze Trójki następuje rozłam. Szwagier, z powodów, o których tutaj nie wspomnę, staje się zwolennikiem pozostania w szeregach LS – DP, blokując jednocześnie wyjazd członków zastępu Gdańskiego (Worm, Marcin, Simon) na zimowisko LS. Na zimowisko jadą jedynie tacy ludzie jak Alien, Gargoo, Bąk, czy Ślimak.

    *Rozpoczyna się rok 2006. Gargoo wraz ze swoim zastępem przechodzą do NKIH „LS”. Alien, Ślimak oraz przez pewien czas jeszcze Bąk zostają w LS – DP, zostaje również pozostała część Trójki. Zastęp Gdański zabiera ze sobą stary proporzec Buków oraz błogosławieństwo zza Wielkiej Wody. Tuż po przejściu odbywa się poważna rozmowa Garga z członkami swego zastępu, uczestniczą w niej jeszcze Kamil oraz Paweł, po czym ostatecznie odchodzą. Poważne wątpliwości, co do słuszności zmiany barw mają pozostali członkowie.

    *Trójka z LS, której historią się dalej zajmę, funkcjonuje nadal jako samodzielny zastęp. Naszym prawnym opiekunem zostaje siostra Garga, druhna Skrzat. W lutym Gargoo i Simon udają się na koncert Lao Che, korzystając z zaproszeń otrzymanych od pewnych członków LS – DP. W marcu jedziemy na biwak wraz z naszą „siostrzaną” drużyną, czyli 33 NGDH, oraz z 13 NGDH, która realizuje swój własny program. Wątpliwości członków Trójki co do przejścia w dużym stopniu rozwiewają się.

    *W trzyosobowym składzie jedziemy na zlot BP, organizowany wspólnie przez LS i LS – DP. Pomimo braku jakiejkolwiek wrogości, atmosfera między LS – ową a LS – DP – ową częścią Trójki jest niezręczna. Ten wyjazd to nasz pierwszy kontakt z LS – em, zawieramy nowe znajomości, nie mogąc do końca zapamiętać, w której organizacji się znajdujemy. Niedługo potem odbywa się całościowa gra w Gdańsku, na której poznajemy Marhefkę oraz innych członków LS.

    *Nadchodzą wakacje oraz obóz letni w Kopernicy. Pomimo mało harcerskiego klimatu bazy, wracamy do domu z uśmiechem, zapominając o jakichkolwiek wątpliwościach, co do zmiany organizacji. Trójka realizuje pół – samodzielny program nie mogąc nadziwić się luksusom, w które opływa podczas pobytu na obozie (namiot na własność!). Na obozie dołącza Trójki w LS – ie Bąk, co zauważalnie podnosi nasze morale. Jeden dzień po obozie odbywa się pamiętny marsz przez rumskie i gdyńskie lasy wespół z 33 NGDH.

    *Po obozie odbywają się pamiętne Chaszcze, na których zaliczamy całe trzy punkty, z czego jeden poprawnie (przy połączeniu sił dwóch patroli). Organizujemy trzy nabory, z którego żaden nie odnosi skutku. Członkowie Trójki zaczynają uczęszczać na całoroczny Kurs Przybocznych, organizowany przez Marhefkę, Pszczółkę oraz Kuchcika. Worm na jakiś czas opuszcza szeregi Trójki, nie chodzi również na kurs.

    *W czasie ferii świątecznych Trójka otrzymuje zaproszenie na opłatek drużyny organizowany przez Szwagra i spółkę. Udajemy się tam w składzie: Gargoo, Simon. Atmosfera jest przyjemna.

    *Jedziemy na nasze pierwsze zimowisko z LS – em w składzie: Gargoo, Marcin, Simon. Realizujemy głównie samodzielny program, powoli zaczynamy przypominać sobie o robieniu drugiego stopnia. Okazuje się, że jakkolwiek ciężko nie jest, do powrotu Małego zostało już tylko pół roku (lekko licząc).

    *Po zimowisku w trzyosobowym składzie ciężko jest nam funkcjonować, lecz po niedługim czasie powraca Worm. Simon i Marcin nadal chodzą na kurs przybocznych, coraz poważniej nosząc się z zamiarem zaliczenia go. Powstają nowe projekty poczynienia naboru, niestety nie udaje się on.

    *W czasie kilku wędrownych zbiórek rodzi się pomysł, by na obozie letnim w roku 2007 „zarżnąć się jak dzikie świnie”. Rodzą się plany wykopania ziemianki, wędrówek, używania mocy.

    *W końcu przychodzą wakacje, testy gimnazjalne oraz maturę Garga i Bąka mamy za sobą, jedziemy na obóz w Gostomku, bierzemy łopaty w dłoń i powstaje ziemianka. Na obozie rzeczywiście realizujemy dość wymagający program, wczuwając się w rolę padawanów Jedi, ćwiczymy się w wielu dziedzinach (dzień bez mówienia, dzień bez widzenia, czuwanie przy ogniu), by być dobrym zarówno z miecza jak i z mózgu. Przez cały obóz w naszej podświadomości obecny jest fakt, że Mały wraca do Polski tuż po naszym powrocie do domu. Marcin i Simon gorączkowo kończą stopnie, by móc zaliczyć kurs.

    *W dwa dni po obozie Marcin i Simon jadą na zaliczenie kursu przybocznych w Pieniny (stacjonowaliśmy jakieś 2km od schroniska na Durbaszce). Wyjazd jest owocny w stopnie, obaj wracamy do domu z białymi podkładkami pod krzyżem. Mały po trzech (czy to przypadek?) latach wraca do Polski (w połowie sierpnia). W mojej (Simona) głowie rodzi się pomysł, by reaktywować rodzinną redakcję „Zasiewów”.

    *Od września startujemy ze zbiórkami z nową energią i Małym. Gargoo oddaje funkcję zastępowego Małemu, sam obejmując funkcję podzastępowego, którą dumnie piastowałem ja (Simon) od roku 2003. Postanawiamy odłożyć poczynienie naboru i realizować program starszoharcerski. Trójka trzech (!) pokoleń wchodzi w nową erę swego działania z nowym zapałem.

    *Życie toczy się dalej, jest początek roku 2008, właśnie wróciliśmy z zimowiska (to oddzielny temat, choć warto nadmienić, że Worm w końcu zdobył drugi stopień), czyli licząc od pierwszych oficjalnych wzmianek, Trójka funkcjonuje już 16 lat, to jest praktycznie tyle ile ja (Simon) mam lat. Pomimo tego, że nikt z nas (nawet Mały!) nie jest jej członkiem od założenia, nadal nosimy brązowe chusty czy też zdejmujemy zegarki do munduru. Czytając oraz uzupełniając całą tą historię, jestem dziwnie pewien, że jeszcze długo gdzieś na tym świecie znajdzie się jakiś „Buk”.

„… Bo trzech ich zawsze było, uczeń i mistrz.”

Pierwszy tekst tej historii – Mały
Pierwsza część - Szwagier
Część od 2005 – Simon
Polskie znaki – Simon

CIĄG DALSZY -

    *Pierwsza połowa 2008 upłynęła nam całkiem błogo. Wartą odnotowania w tamtym czasie działalnością był np. biwak w Rotembarku, w domu wujka Marcina, który był pierwszym biwakiem zorganizowanym przez Simona, Marcina i Worma. Dla oddania jego klimatu przytaczam fragment relacji Bąka z Zasiewów z marca 2008: „Zaraz po przyjeździe, zdumiała nas próba kupna taśmy klejącej w sklepie gdzie sprzedawca ani razu w życiu nie sprzedał, w innej jednostce niż litr, żadnego produktu. To wzbudziło w nas, uczestnikach, grozę, zaczęliśmy się martwić o zdania: „zapewnione wyżywienie” i „nie trzeba brać niczego do jedzenia” wypowiedziane przez organizatorów biwaku: Saimona, Marcina i Worma. Po ustaleniu, że schaboszczaki rzeczywiście istnieją i nie czeka nas przymusowy strajk głodowy, udaliśmy się w kierunku Rotembarku oddalonego od Kościerzyny o jakieś 7 km.”

    *Na biwaku i na zbiórkach, a czasem w trakcie teoretycznie indyferentnych harcersko wieczorów tygodnia powszechnego kontynuowaliśmy nasz bohaterski pościg za Nekromantą, czego efektem było np. śmierć Marcina z toporem w głowie, zarąbanie pod sobą przez Simona swojego własnego konia w trakcie ucieczki, przyszycie Gargowi szczęki od psa i inne ciekawe wydarzenia, na które Mały spoglądał z politowaniem. Na zbiórki spotykaliśmy się w słonecznych oliwskich lasach, gdzie słuchaliśmy wykładów Worma o Górze Wilk, skakaliśmy przez płoty i przez większość czasu tłukliśmy się z radością. Mieliśmy też zamiar zmienić nazwę drużyny, ale ostatecznie do tego nie doszło.

    *W międzyczasie zaczynaliśmy już myśleć o obozie letnim. Wiadome było, że pojedziemy na obóz, który organizowała Basia, siostra Garga (był to rok oddzielnych obozów). Chcieliśmy, by był co najmniej tak dobry, jak poprzedni obóz w Gostomku, ale chęci to nie wszystko. Na jakiś czas przed obozem Bąk wybrał motor, co spowodowało, że nie pojechał z nami i w końcu odszedł z drużyny. W maju braliśmy udział jako obstawa w Robin Hoodzie, co wyszło dość śmiesznie [Mały John Rambo]. Przed obozem byliśmy też na Zlocie Drużyn w składzie: Mały, Gargo, Marcin.

    *Obóz miał miejsce w sierpniu, jako, że byliśmy jedyną ekipą męską, która była na jego całości, udaliśmy się na miejsce wcześniej jako kwaterka w składzie: Mały, Gargo, Marcin, Worm, Simon + Pacjent. Osiągnęliśmy mistrzostwo w rozstawianiu namiotów. Na obozie szyki trochę mieszało nam oboźnictwo Małego i fakt, że wokół było wiele kobiet, którym należało pomóc. Mimo tego, udało nam się zrobić kilka fajnych rzeczy, jak np. walka na jajka życia, trzydniowe chatki wraz z 44 NGZH o głodowych racjach żywnościowych, nocna mini – wędrówka, pojedynek w jedzeniu kotletów, obserwacja „dzikiej przyrody” czy też wspaniała zupa, którą jednak daliśmy do zjedzenia innym. Na obozie działaliśmy w dużym stopniu z Pacjentem, który pełnił też funkcję kwatermistrza. Spotkaliśmy też po raz pierwszy, jeszcze jako zuchów, wielu obecnych członków Trójki, m.in. Wojtka, Lolka, Wojtka K., Stefana, Marka, Jasia K. i innych. Zakiełkowała nam w głowach myśl o naborze i, może kiedyś, podebraniu Gumisiom kilku chłopaków jak złoto… którym już wtedy w trakcie pogawędek przy obiedzie skutecznie wytłumaczyliśmy, która drużyna jest najlepsza J
Obóz ostatecznie zostawił po sobie mieszane odczucia, co w moim przekonaniu było przyczyną wielu podjętych decyzji w następującym po nim roku harcerskim. Z pewnością nie podobał nam się tak mocno jak Gostomko ’07, ale miał za to koszulki w lepszym kolorze (zgadnijcie jakim).

    *Po obozie, we wrześniu, zorganizowaliśmy nasz czwarty już, w końcu udany nabór w szkole na Niedźwiedniku w Gdańsku. Po pewnym czasie wykrystalizowała się ekipa o sporym zróżnicowaniu wiekowym składająca się z dwóch rodzeństw i Janka Ch. Nasza struktura wyglądała wtedy dość skomplikowanie – byliśmy nadal samodzielnym zastępem, z Małym jako szefem i Gargiem jako podzastępowym, natomiast ekipa młodsza była patrolem, którego szefem był Marcin z Simonem i Wormem jako pomocnikami.

    *Plany na cały rok były ambitne – mieliśmy (Marcin, Worm, Simon) co sobotę organizować zbiórki ekipy młodszej, raz na dwa tygodnie spotykając się w starszym gronie dbając o swój rozwój. Ostatecznie niewiele z tego wyszło, bo okazało się, że prawie każdy z nas coraz mocniej skupiał się na swoim życiu pozaharcerskim.

    *Jesienią przyszło nam wrócić do Rotembarku, tym razem na Dni Skupienia organizowane przez Małego. Innym wyjazdem był świąteczny biwak wraz z 2 NGDH i 33 NGDH, na którym przede wszystkim musieliśmy znaleźć należącego do Franka szczura. W międzyczasie Gargo zrezygnował z organizacji zimowiska i udał się na urlop, z którego powrócił dopiero latem by zorganizować obóz w Zalesiu. Nie oznaczało to jednak jego absolutnej absencji na zbiórkach.

    *Gargo z Małym rozwijali się muzycznie, formując i pchając do przodu obecne C4030, nasza trójka często spotykała się na grę w Wormsy, często też z Gargiem oraz kilka innych ciekawych aktywności (np. umiejętność gry w pokera). Simon i Marcin nadal bawili się w szkolny zespolik nieudolnie próbujący zmusić perkusistę do nastrojenia instrumentu. Patrząc z perspektywy, najważniejsza i najbardziej wartościowa w tym wszystkim była dobra zabawa.

    *Zimowisko po raz kolejny odbyło się w Rozłazinie. Nie pojechał z nami Worm, ponieważ był w tamtym czasie na szkolnej wymianie w USA, w stanie Iowa. Pisał do nas, że mieszkał w rodzinie Tajwańskich imigrantów, którzy jako zwierzątko domowe trzymali w kartonie kurczaka. Zimowisko było dość chaotyczne i nie udało nam się zrobić na nim zbyt wiele, ale mam też wrażenie, że brakowało zapału.

    *Po zimowisku ten brak zapału ujawnił się jeszcze mocniej, np. w fakcie, że zbiórki starsze nie odbywały się. W marcu pojechaliśmy na biwak do Darżlubia wraz z 2 NGDH i 7 NGDH. Nie wyróżnił się on niczym szczególnym, ale dzisiaj można zauważyć, że był to ostatni biwak, na którym byli z nami Worm i Mały.

    *Około maja pojawił się plan odegnania stagnacji, który przewidywał m.in. organizację zbiórek starszych przez każdego z nas po kolei. Trzy z nich doszły do skutku, Marcina, w Matembewie, związana z terenoznawstwem, na której nagabywał nas trochę niedźwiednikowy ksiądz, Simona historyczna po centrum Gdańska związana m.in. z pisaniem na maszynie oraz Garga, która ostatecznie przybrała kształt gry z kilkoma znanymi z dawnych harcerskich czasów i zaprzyjaźnionymi kobietami, a obejmowała np. wizytę w jedynej w Gdańsku synagodze i meczecie. Niestety plan nie zadziałał do końca, na żadnej ze zbiórek nie pojawił się Mały. W ekipie młodszej też nie działo się najlepiej, czego świadectwem była np. wędrówka, na którą Simon z Jankiem poszli sami. Ale sytuacja nie była zupełnie zła, bo wędrówka, choć krótka, wyszła fajnie.

    *Zbliżał się obóz, na krótko przed nim odbył się kolejny deszczowy Zlot Drużyn, na którym byli Simon i Gargo. Podczas pisania planu pracy na obóz byliśmy trochę w kropce, ponieważ z naszych pięciu ludzi z ekipy młodszej jechał na niego tylko Janek. Na krótko przed wyjazdem okazało się też, że nie będzie na nim Marcina, a Worm i Mały pojadą tylko na pierwszych kilka dni. Gargo natomiast miał być komendantem, a warto podkreślić, że był to najdalej wysunięty od Trójmiasta obóz całości od dobrych kilku lat, słowem, spore przedsięwzięcie. Powstał więc plan połączenia sił z 20 NGDH i działania na obozie wspólnie z nimi.

    *Okazało się, że plan był przedni, a obóz, mimo wielu zawodów na krótko przed nim, na nim i ogólnie kiepskiego klimatu panującego w Trójce, wyszedł wspaniale, przynajmniej dla Simona i Janka, a i Gargo pewnie miał z niego sporo satysfakcji. Oto kilka rzeczy, które robiliśmy: chatki w ulewie, noszenie obiadu pod górę i na sporą odległość, sauny z pałatek, pizza, pączki, bułki, tama na strumieniu, latawce, dwie bardzo długie wędrówki, w tym pizza w Wadowicach i wykład Szeflera na Babiej Górze, pieczone ziemniaki i noclegi w wiatach, wizyta na Słowacji i „żuwaczka”, nielegalny przemyt czekolady Studentskiej i wiele innych. Wszystko okraszone było specyficznym humorem i klimatem z pogranicza Trójki i Dwudziestki oraz komentarzem niezapomnianego Żaby. Na obozie Janek, jako ostatni członek Trójki dostał chustę od Małego, warto też nadmienić, że jest to ostatnia chusta z dawnej beli materiału. Tym samym zamknięta została pewna epoka. W trakcie obozu nastąpiło też przekazanie do Trójki z Gumisiów kilku zuchów – Wojtka, Marka, Lolka, (wtedy jeszcze) K2, oraz zaocznie K1 i Baryły. Mieli oni stanowić trzon przyszłego zastępu Simona, który startował od września 2009. Wróciliśmy do domu bardzo zadowoleni, choć Simon i Gargo wrócili tylko na jeden dzień, zaraz po obozie wyruszając na pamiętnego eurotripa, po relację z którego odsyłam do Zasiewów 01/2011.

    *W Zalesiu pewnego wieczoru odbyliśmy też szczerą rozmowę podsumowującą poprzedni rok i tyczącą się przyszłości. Byliśmy naprawdę blisko zawieszenia działalności drużyny, ale nie wszyscy chcieli już kończyć przygodę z harcerstwem. Simon powziął decyzję o stworzeniu zastępu z przejętych zuchów i Janka z zastępu Marcina, z Gargiem w charakterze mentora i pomocnika, natomiast Mały, Worm i Marcin postanowili odejść z drużyny. Dotychczasowa ekipa młodsza miała zostać rozwiązana. Tamtejszą sytuację dobrze oddawało wypowiedziane wtedy przez Garga zdanie – „Trójka to ekipa składająca się ze świetnych, najlepszych ludzi, z których co jakiś czas ktoś okropnie daje ciała.”

    *Od września Trójka o odmienionym zupełnie składzie, image’u, celach i charakterze wystartowała prężnie jako zastęp składający się w większości z byłych zuchów od Zięcia i Janka. Zbiórki od tamtego momentu odbywają się pod szkołą 46 na Karwinach. Organizował je Simon, w miarę możliwości z pomocą Garga. Przez pierwsze pół roku w wyniku wahań był z nami jeszcze Marcin, ale na koniec 2009 odszedł ostatecznie.

    *Na pierwszej zbiórce, co mogło wydawać się złym omenem, padał deszcz i było tylko TRZECH ludzi – Janek, Wojtek i K3. Początkowe miesiące mijały przede wszystkim na zapoznawaniu się ze sobą i wypracowywaniu swego rodzaju wspólnej płaszczyzny porozumienia. Efektem tego były takie hasła jak „siła zjednoczonej grzeczności”, „elitetruppe”, „Baryła turbo”, lub stara, dobra „banda durniów”. Wszyscy musieli oswoić się z nową rolą – Simon jako zastępowy, chłopaki jako harcerze.

    *Naszym pierwszym wspólnym wyjazdem był biwak w Darżlubiu wraz z 33 NGDH i 20 NGDH. W międzyczasie odbyliśmy wspólną zbiórkę z 38 NGDZ „Gumisie”. Kolejny biwak odbył się przy mrożącej krew w żyłach temperaturze średnio około -18 C w Strzebielinie Morskim. Był to biwak świąteczny, na który pojechaliśmy razem z 13 NGDH.

    *Nadszedł czas na kolejne zimowisko, które odbyło się w Gołubiu. Pojechaliśmy na nie prawie całym zastępem, a pomagał nam w organizacji życia codziennego Pacjent. Zbudowaliśmy m.in. igloo, strzelaliśmy z wiatrówki, przegraliśmy mecz piłki nożnej z 7 NGDH jakieś 10:2, a także, co wydaje się prawie niemożliwe, zadaliśmy (niestety, każdy odpowiada za to, czym w całości jesteśmy jako Trójka) ratownikowi pytanie „czy można złamać dupę?”.

    *W pierwszym półroczu 2010 kontynuowaliśmy zbiórki z dużą regularnością. Kilka wartych odnotowania działalności to budowa bałwanów, fortów i zamków ze śniegu, chodzenie po linie, zbiórka rowerowa itp. Nie pojechaliśmy na Zlot BP ze względu na maturę Simona. W międzyczasie Mały ożenił się. 

    *Na Zlocie Drużyn w Lipuszu stawiliśmy się tłumnie, zajmując zaszczytne ostatnie miejsce w Turnieju Drużyn. Rok harcerski zakończyliśmy wędrówką w czteroosobowym składzie, której najfajniejszym elementem było pieczenie mięsa kurczaczego na ognisku.

    *Obóz letni, na który pojechaliśmy w roku 2010 odbył się w miejscowości Wygon. Był to obóz 3 NGZH, 7 NGDH, 20 NGDH i 50 NGDH. Trójka stawiła się w składzie: Lolek, Marek, Janek, K3 i Simon. Miejsce obozu było wyjątkowo urokliwe, z czego korzystaliśmy np. przez częste kąpiele. Działaliśmy głównie planem centralnym. Z ciekawszych zajęć należy wymienić chatki bez butów, budowę tratwy, nocne porwania, wędrówkę do MRU, oglądanie finału mistrzostw świata w piłce nożnej i inne. Na obozie nowym członkiem przyjętym do Trojki stał się Lolek, który dostał chustę.

    *Po lipcowym obozie, pod koniec wakacji Simon wraz z Kasią udali się z 38 NGDZ na ich obóz w charakterze pomocników. Pod koniec wyjazdu, który miał miejsce w Sobączu, dołączyli do niego Lolek, Wojtek i Marek, którzy przywędrowali tam wraz z Gargiem i siostrą Wojtka, Sensi. W Sobączu kolejnym czonkiem Trójki z chustą stał się Wojtek, miało miejsce także znaczne poszerzenie składu o kolejnych rekrutów z Gumisiów – Oskara, Karola, Pawła W., Piotrka i Jędrka.

    *W tym czasie Kuchcik powziął decyzję o zawieszeniu działalności 7 NGDH, w związku z czym dokonano transferu „gdańskiej czwórki” do Trójki – tj. Stefana, braci Kaczmarków (Wojtka i Michała) oraz Kurczaka. Trójka szybko zwiększała swoją liczebność, co miało być jej cechą dominującą przez cały nadchodzący rok harcerski.

    *Od września znów prężnie wystartowaliśmy ze zbiórkami pod szkołą 46 na Karwinach, w mocno rozszerzonym składzie. Było nas już kilkunastu, a w ciągu całego roku harcerskiego okazało się, że chętnych do bycia w Trójce było więcej. Co jakiś czas na zbiórkach pojawiał się ktoś nowy, w ten sposób dołączyli do nas: Borys, Rysiek, Witek, Jasiek K., Wojtek B., Miłosz, Janek Fasola a pod sam koniec roku Błażej i kilku innych, którzy nie zostali z nami na dłużej. Skład Trójki stale fluktuował.

    *Pierwszym wyjazdem był biwak w Strzebielinie Morskim wraz z Gumisiami i Fluenti, na którym przyrzeczenie harcerskie złożył Janek Chabik. Było słonecznie i przyjemnie, a na biwaku sporo się ruszaliśmy. Tam też nastąpiło delikatne wyodrębnienie w Trójce dwóch patroli z Jankiem i Wojtkiem jako ich szefami.

    *Na zbiórkach w tamtym okresie przede wszystkim bawiliśmy się w najróżniejsze odmiany kostek i młócki, co spotkało się z aprobatą przeważającej większości. Ekipa z poprzedniego roku już się ustabilizowała, natomiast nowi członkowie wnieśli do naszego klimatu sporo świeżości i energii, której czasem było aż nadto.

    *W grudniu zamiast świątecznego biwaku odbyła się kameralna wigilia w harcówce w szkole 46, podczas której wybraliśmy mistrzów mózgu, młócki oraz braterstwa (Marka, Wojtka i Borysa). W związku z prośbą o „zabranie ze sobą jakiś ciastek, np. delicji”, potrawą wigilijną w przytłaczającej większości były delicje.

    *Na Zimowisko w Rozłazinie stawiliśmy się w ponad 15 osobowym składzie. Simon był jego komendantem, co zabrało mu część czasu. W związku z tym połączyliśmy siły z 13 NGDH, a z rzeczy które robiliśmy należy wymienić teleturnieje bez telewizora, grę w rugby na korytarzu, kolejne odmiany kostek, rugby w błocie i kałużach, a także grę z zamkami, której efektem było zawołanie „Opole Atak Kurczak.” Na zimowisku chusty otrzymali Marek i Borys. Tym samym w Trójce było najwięcej osób z chustami od 2005.

    *Drugie półrocze charakteryzowała spora ilość śniegu, który z wielką chęcią wykorzystywaliśmy na zbiórkach na różne sposoby. Tak minął luty i marzec, natomiast na początek kwietnia wybraliśmy się na biwak do miejscowości Tuszkowy wraz z 2 NGDH. Miejsce okazało się być wyjątkowo ładne oraz przyjazne harcerzom, nie dopisała jedynie pogoda. Na biwaku była astronomiczna ilość 19 osób.

    *W kwietniu i maju odbyło się całkiem sporo wspólnych zbiórek z resztą LS, z których Zlot BP organizował Gargo. Odwiedziliśmy także oliwskie ZOO.

    *W czerwcu pojechaliśmy na Zlot Drużyn w składzie liczącym sobie 18 osób, śpiąc pod namiotami oraz trójkowymi do cna pałatkami. Niestety nie poprawiliśmy wyniku z poprzedniego roku w Turnieju Drużyn, ale większość zaznajomiła się z urokami obozowania bez dachu nad głową. W tym też miesiącu zaczęliśmy uczęszczać w reprezentacyjnym składzie na Harcerskie Dyskusyjne Koło Filmowe.

    *Rok harcerski zakończyliśmy wędrówką pomiędzy Kolbudami i Pomlewem na sam koniec czerwca, na której było 10 osób. Atmosfera była fajna, choć wypad był odrobinę męczący, m.in. ze względu na wagę namiotów. Dał nam za to możliwość poznania uroku kiełbasy.

    *Na obóz Trójka pojedzie w składzie liczącym sobie w porywach do 15 osób, co należy uznać za niezły wynik. Kto wie, co przyniesie przyszłość? Wiemy tylko, że maluje się w brązowych kolorach, i dobrze.


GRUDZIEŃ 2012:
    *Obóz we Wdzydzach był naszym pierwszym w tak dużym składzie, a drugim pod nowym kierownictwem. Przyniósł mnóstwo emocji – czasem było wesoło, czasami strasznie, czasami smutno… Z wartych odnotowania aktywności wymienić należy grę z jajami, konkurs malarski, perpetuum mobile – grę z więzieniami wspólnie z 20 NGDH, bitwę czołgów wraz z wybuchami, a także kilka gier wspólnych i przerwane (niestety) chatki. Cieniem na całości położył się przymusowy wyjazd K3 do domu. Atmosfera w Trójce była niezła, choć nie można powiedzieć, że nie mogłoby być lepiej, humorów nie poprawiały nam też obiady (leczo) i brak pomostu. Na mniej więcej połowie obozu był z nami Gargo. Pogoda była czasem niesprzyjająca, ponieważ obóz odbył się o stosunkowo późnej porze roku – w drugiej połowie sierpnia. Plusem rozwiązania był fakt, że już w tydzień po nim odbyła się pierwsza zbiórka. Wyjazd był też owocny harcersko – Michał, Twardy, Kurczak i Stefan dostali swoje chusty, a Wojciech złożył przyrzeczenie harcerskie.

    *Tuż po obozie rozpoczął się nowy rok harcerski, którego początek był momentem kilku pożegnań. Głównie ze względu na klimat obozu pożegnali się z nami Rysiu, Witek i jakiś czas później K3. Niezależnie od tego, zbiórki odbywały się dalej, we wrześniu jeszcze trochę nieregularnie ze względu na końcówkę wakacji Simona.

    *W październiku pojechaliśmy na pierwszy biwak w nowym roku harcerskim, do Darżlubia, w którym byliśmy wcześniej i w którym później odbyło się też zimowisko. Był to całkiem zwyczajny wyjazd, zawierający w odpowiednich proporcjach wszystkie najważniejsze pierwiastki harcerstwa wg. Trójki – lynchu, mózgu, dyscypliny i śmiechu. W październiku odbyły się też Chaszcze, na które poszła tylko reprezentacyjna część drużyny, świata jednak nie zawojowała.

    *Listopad rozpoczęliśmy zbiórką we Wrzeszczu, w ramach której udaliśmy się na grób Józefa Grzesiaka „Czarnego”. Mimo poważniejszej okazji już na cmentarzu mogliśmy dowiedzieć się o kilku nowinkach i nie tylko dotyczących Marynarki Wojennej. W grudniu istniały ambitne plany wyjazdu na biwak świąteczny z 13 i 33 NGDH, niestety z przyczyn od nas nie zależnych do biwaku nie doszło i wigilia odbyła się w harcówce SP 46. Mistrzami mózgu, młócki i braterstwa zostali Janusz, Lolek vel. Biceps i Wojciech.

    *Styczeń minął na przygotowaniach do sesji na uniwersytecie, poprawianiu ocen w szkole, przygotowaniach do zimowiska i pamiętnej zbiórce z jabłuszkami, które dożyły swych lat. Od tamtego czasu nikt nie powie nam, że nie podchodzimy poważnie do zjeżdżania z górki w śniegu.

    *W lutym pojechaliśmy wraz z resztą Leśnej Szkółki na zimowisko w Darżlubiu organizowane przez Rudego. Było to moim zdaniem (Simona) najfajniejsze zimowisko, w jakim do tej pory uczestniczyliśmy. W Trójce zrobiliśmy wiele fajnych rzeczy, takich jak mechy z lego, podchodzenie szkoły w środku dnia, czy wielka bitwa wprost z II Wojny Światowej. Gry centralne też wypadły bardzo dobrze, wspomnieć warto szczególnie grę zorganizowaną przez Kuchcika (statki). Mieszkaliśmy we własnej sali, co dało się odczuć już na korytarzu do niej prowadzącym. Klimat całego wyjazdu był naprawdę pozytywny, dało się odczuć, że nie tylko nasza drużyna jest z niego zadowolona. Wtedy też w dialekt Trójki wkradł się „czosnek”.
Po powrocie z zimowiska i po zakończeniu ferii kontynuowaliśmy zbiórki, akcją trochę odbiegającą od standardu było wyjście do kina na „Mroczne Widmo”, ale kto zna Trójkę, ten wie, że nie był to przypadek.

    *W marcu zbiórki odbywały się nadal, poza zbiórką nad morzem w Gdyni i wizytą na cmentarzu w Kolibkach, miesiąc ten przyniósł nam pierwszy wyjazd we własnym tylko gronie (do Lubocina). Biwak obejmował zapach skarpet, 30-sto kilometrową wędrówkę do Mechowa i z powrotem, żarcie kapusty kiszonej w środku lasu, sporo głupot i kostki Rubika, a także gry w Magic i Pokemony, wreszcie wizytę 7 NGDH, która próbowała się wtedy reaktywować. Mimo, że był to marzec, na biwaku była piękna pogoda i czuć było wszechogarniającą wiosnę. Poza zbiórkami, Simon i Gargo udali się w pamiętną podróż do siedziby Hufca Wadowice w Wadowicach, by z komendantem Homlem ustalić warunki obozu. Udało nam się przejechać całą Polskę w mniej niż 24 godziny, zobaczyć po drodze zamek w Malborku, Stadion Narodowy i Pałac Kultury, Wawel i rynek w Wadowicach, zjeść kremówki i odbyć planowaną rozmowę. Podróż miała napięty plan i niewiele brakowało, by Wróg w postaci studentek z Hiszpanii, pani w Okienku i pośpiesznego PKS Transszwagra (czy jakoś tak) pokrzyżował nam plany powrotu. Do pociągu zdążyliśmy wbiec około 15 sekund przed odjazdem…
       Gdzieś w tym okresie na budynku naprzeciw SP 46 na Karwinach umieściliśmy swój podpis, by wiadomo było do kogo należy ta dzielnica. Jeśli macie wątpliwośco – stańcie przed wejściem do szkoły, na schodach i spójrzcie na ostatni budynek przed lasem, w stronę mostu nad obwodnicą na Fikakowie.

*W kwietniu odbył się deszczowy Zlot BP wraz z LS – DP. Mimo tego humory nadal nam dopisywały, a zbiórki odbywały się całkiem regularnie. Regularność załamała się trochę w maju, z racji różnych koncertów i zbliżającej się sesji letniej na studiach, a także przygotowań do obozu. Mimo tego udało nam się pojechać na biwak do Rogulewa, obejrzeć Terminatora 2 w kameralnym gronie i powoli oswajać się z myślą o obozie nad morzem.

    *Czerwiec był miesiącem egzaminów, kończenia szkół (podstawówek), przygotowywania się do obozu i oczywiście zbiórek, takich jak rowerowy wypad na dwa dni przed obozem. Nie pojechaliśmy niestety na Zlot Drużyn, bo dokładnie w połowie czasu jego trwania Simon miał egzamin na studiach.

    *Z początkiem lipca (rano, 2.07) wyruszyliśmy na pamiętny obóz do Pogorzelicy wraz z 13 i 33. Wyjazd zapamiętamy z różnych względów (pozytywnych i negatywnych) jako wyjątkowy. Przede wszystkim, miejsce, w którym znajdowała się baza nie było harcerskie wg. naszych standardów – Pogorzelica to kurortowa miejscowość nad morzem, w której mieści się mnóstwo ośrodków organizujących kolonie i wczasy. Wszystko przypominało trochę obozowanie w lasach sopockich. Hufce ZHP Wadowice i Myślenice, z którymi przyszło nam dzielić obóz również hołdowały wielu zwyczajom przez nas nie do końca rozumianych (wystarczy wspomnieć ich umundurowanie lub urządzanie wieczorami dyskotek, nieprzestrzeganie ciszy nocnej). Nie oznacza to jednak, że nie byli to harcerze. Dzięki wszystkim minusom udało się nam z samych siebie w obcym środowisku (nawet jeśli nasze własne wysyłało z Gdyni dziwne sygnały) wykrzesać wiele znaczących plusów – mogliśmy docenić i zrozumieć wagę tego, kim jesteśmy i staramy się być, poziomu, który próbujemy reprezentować, a także zżyć się ze sobą przez te dwa tygodnie masie w bądź co bądź obcych ludzi. Dlatego też pomimo nieharcerskiego miejsca atmosfera w podobozie NKIH „LS” była świetna i na Pogorzelicę będziemy patrzeć zawsze przez jej pryzmat. Wrażenie swojskości potęgowało ustawienie namiotów (wszystkie, których używaliśmy stały w dużym okręgu). Mieliśmy do dyspozycji nawet oświetlenie podobozu. Spaliśmy w NS’ach, co też było dość wyjątkowe. Jeśli chodzi o działania to warto wspomnieć boks w koszulkach, ligę magic, grę Adama z prowincjami (Bractwo odwiedziło nas i było na połowie obozu), sporo wypadów na plażę, półchatki (deszcz…), wilkolaki, ognisko z Hufcem Myślenice, Wielki Plankton i inne. Komendantura Simona przed i w trakcie obozu wymagała godzenia z zajmowaniem się drużyną, co miało swoją cenę, ale ostatecznie udało się wszystko pogodzić. Pogoda była niestety nienajlepsza, przez większość obozu padał deszcz, mimo tego nie poddawaliśmy się i wróciliśmy z obozu zadowoleni, ale bardzo zmęczeni. Na obozie chusty otrzymali Jędrek, Miłosz i Oskar, a przyrzeczenie złożył Marek.

    *Tydzień po obozie wybraliśmy się w kameralnym gronie na wędrówkę by odwiedzić drugi obóz Leśnej Szkółki w Gostomku. Przeszliśmy spory kawałek łącznie z przedzieraniem się przez chaszcze, było gorąco, ale fajnie. Na obozie udało nam się być na ognisku, rozejrzeć się po znanej (przynajmniej Simonowi) okolicy, pogadać ze wszystkimi i skorzystać z gościny na kolacji i śniadaniu. Zaczerpnęliśmy Mocy z miejsca po ziemiance z 2007 i wróciliśmy do domu następnego dnia. Była to niestety ostatnia działalność harcerska w wakacje ze względu na wyjazdy i poprawki na uczelni.

    *Z powodu moich (Simona) poprawek zbiórki zaczęliśmy z tygodniowym opóźnieniem, ale za to dużą chęcią. Po obozie odszedł od nas niestety Miłosz, liczebność Trójki trochę spadła w porównaniu np. do września 2010, czy pierwszej połowy 2011, ale myślę, że jak zawsze chcemy iść w jakość, a nie tylko ilość. Można być pewnym, że z osób, które w obecnym roku harcerskim pojawiają się na zbiórkach, wszyscy wiedzą już co to jest harcerstwo, co ze sobą niesie i czego od człowieka wymaga, co pozwala nam czynić Trójkę tylko silniejszą. Pomimo tego, że najstarszy trzon zastępu jest już w całości w gimnazjum, nadal na zbiórkach pojawiają się nowi ambitni ludzie jak np. Mateusz i Maurycy.
Plany na wczesną jesień były ambitne, niestety ile razy chcieliśmy wybrać się na rower, tyle razy padał deszcz. Udało nam się za to obejrzeć „Za garść dolarów” razem.

    *W międzyczasie w Kręgu zmieniły się władze, komendantem został Kuchcik. Wydaje się, że atmosfera trochę się odświeżyła, w związku z czym Simon podjął się prowadzenia KIMu (w którym uczestniczy 7 osób z Trójki) wraz z Kamilą i Martą, reaktywowane zostały „Zasiewy”, Gargo zorganizował entuzjastycznie przyjętą grę o pomorskiej konspiracji i jest wiele ambitnych planów innych działań…

    *Pierwszym biwakiem w roku harcerskim 2012/2013 był wyjazd do Lubocina wraz z 20 i 33. Pogoda znów była przepiękna (w Lubocinie chyba nie bywa brzydko), atmosfera bardzo fajna, choć trochę chaotyczna, bo w małej szkole zmieściło się ponad 50 osób! Przeżyliśmy Szeflera w kuchni, prawie udało nam się zainstalować zjazd linowy, a na obiad były… frytki.

    *Druga połowa października i pierwsza listopada minęły szybko, w tym okresie wybraliśmy się całą ekipą na Chaszcze w Owczarni, ale nie zajęliśmy miejsca wyższego niż czwarte. Miesiąc szybko minął i pod koniec listopada wybraliśmy się znów na biwak do Szymbarku. Był wyjątkowy już w założeniach, ponieważ był to pierwszy biwak wszystkich męskich drużyn LS (3,8,11,20). Początki były trudne, ponieważ marsz przez ciemne pola i lasy we mgle może wystawić na próbę morale nawet najtwardszych zawodników, ale nikt nie pękał. Biwak był przepełniony zajęciami organizowanymi przez szefów wszystkich drużyn obecnych na wyjeździe, był oczywiście obowiązkowy piątkowy świetlik, gra w której Mars, Chiny i inne nacje walczyły o dominację nad światem, turniej sportowy, budowanie miast z setek pudełek po zapałkach (po 18 tysiącach zapałek…) i nawet świecowisko. Warto nadmienić, że na biwaku zadebiutowały wreszcie trójkowe bluzy.

    *Ostatnia zbiórka po dziś dzień odbyła się już w padającym śniegu. W trakcie jesiennych biwaków podjęliśmy działania służące dalszemu samorozwojowi i zamierzamy je kontynuować. Wiemy już, że zimowisko 2013 odbędzie się w otoczonych lasem Studzienicach, a na obóz letni pojedziemy wraz z całą Leśną Szkółką i obozować będziemy w dobrze znanym, pięknym miejscu w Wygonie. Trójka ma już 20 lat, oby dane nam było być jej częścią jak najdłużej.

* Planem na koniec grudnia był powrót do klimatu wyjazdu wigilijnego wraz z 13 i 33 NGDH. Biwak miał w założeniach nawiązywać do opłatkowego z roku 2009 w Strzebielinie, który wspominaliśmy bardzo dobrze. Jego organizacji podjęła się Marta z 33 NGDH, niestety zadanie ją przerosło i biwak się nie odbył. W związku z tym wigilia drużyny, dla odmiany od harcówki, odbyła się w domu jej najstarszego członka, czyli Garga. Było miło i przyjacielsko, na koniec okazało się, że nawet w wigilię można oberwać śniegiem po twarzy i to całkiem mocno (prawda, Fasola?).
Już podczas trwania przerwy świątecznej spotkaliśmy się na dodatkową zbiórkę by skorzystać wreszcie z cokolwiek stałego śniegu. Nie zabraliśmy sprzętu zjeżdżalnego, ale skorzystaliśmy z siebie nawzajem i znalezionego kawałka kartonu. Można?

* Przełom roku 2012 i 2013 upłynął pod znakiem biwakowego maratonu. Najpierw, jeszcze przed sylwestrem, starsza część drużyny wraz z pozostałymi kursantami udała się na biwak KIM do miejscowości Góra Pomorska. Klimat wyjazdu był wyjątkowy, m.in. ze względu na wspólny nocleg wszystkich uczestników w jednej sali, czy też sposób dojazdu. Cały wypad pamiętamy jako bardzo udany – gra z michą, zajęcia dot. regulaminów, nocna nieokreśloność. Niezapomnianą, z punktu widzenia komendy biwaku, była scena ostatniego poranka, kiedy to 30 wydawałoby się starszych już kursantów ze szczerą i autentyczną radością zajęło swój czas zabawą na placu przed szkołą. Niespełna tydzień później, już w nowym roku, udaliśmy się na „Pierwszy biwak po końcu świata”, wraz z 13 NGDH do harcówki ZHR w Borowie. Klimat biwaku również należy ocenić bardzo pozytywnie, choć trzeba przyznać, że harcówka nie wybaczała słabości i wymagała sporo od mieszkańców (np. noszenia w balii wody z jeziora, bo kanalizacja… pękła). Przeżycie ułatwiła nam trochę wyjątkowo ciepła aura – śnieg zaczął padać dopiero w dzień wyjazdu. Kto zastanawiał się, jak smakuje panga upieczona na zielonym ogniu, niech odnajdzie uczestników tego obozowania.

* Styczeń upłynął pod znakiem regularnych zbiórek drużyny oraz kolejnej już zbiórki kursu. Spadł wreszcie śnieg, który, jak się okazało, miał nam towarzyszyć aż do połowy kwietnia. Zajęliśmy się zbiórkowaniem, przygotowaniem do zimowiska i egzaminów przed nim tak, by mieć pewność, że ewentualne uczelniane komplikacje nie zakłócą przebiegu wyjazdu. Łączenie komendantury kursu z obowiązkami samodzielnego zastępowego i pewną ilością nauki na studiach okazuje się być coraz trudniejsze, jednak nie niemożliwe, a satysfakcjonujące. Szczególnie fajną akcją tej zimy była wyprawa na górę obok stajni na Wielkim Kacku, z której zjeżdżaliśmy ze sporą prędkością przez kilka godzin na różnych sprzętach. Warto zaznaczyć, że przygotowaniem wypadu zajęli się kursanci z 3 ngzh.

* W lutym odbyło się zimowisko, po raz drugi w Darżlubiu. Rzeczy powtarzane natychmiast mają to do siebie, że nie wypadają tak wspaniale jak za pierwszym wejrzeniem, mimo tego wyjazd należy ocenić jako udany. Podjęliśmy próbę nauki sztuki tropienia zwierząt (ranny wypad udaremnili nam okoliczni dresiarze), okazała się krystalizacja, była wielka Wojna o Pierścień, przynieśliśmy też Marta na własnych plecach z kościoła w Mechowie. I każdy dowiedział się, czym jest konosament. Podczas pozostałej części ferii postanowiliśmy zawalczyć o Śródziemie i z Homogoblinem, co odbyło się w trójkowym HQ.

* Najbardziej charakterystyczną akcją marcową był biwak z 97 NGDH Fluenti w Koleczkowie. Rok wcześniej w tym samym terminie pełną piersią wdychaliśmy wiosenne powietrze i nasze dusze same śmiały się dzięki promieniom słońca, tym razem jednak aura była wyjątkowo niesprzyjająca – przez cały wyjazd temperatura nie wzrastała powyżej -10 C. To utrudniło nam trochę działania, ale jak zwykle pokonaliśmy trudności. Warto wspomnieć, że tuż po przyjeździe byliśmy świadkami „cygańskiej imprezy”. Niedługo po biwaku miała miejsce wspólna zbiórka z Fluenti, na której spotkaliśmy Kota. W marcu odbyła się zbiórka KIM w centrum Gdyni, na której komenda ogłosiła kursantom lokalizację wyjazdu zaliczeniowego. Reakcja była mniej więcej taka: „=O”.

* W kwietniu ilość zbiórek osiągnęła poziom astronomiczny. Przez cały miesiąc odbywały się kursowe zbiórki organizowane przez KIMowców, zbiórki drużyny, HZD i Kręgu. Fizyczna niemożliwość bilokacji układów bardziej skomplikowanych niż atom wodoru spowodowała, że opuściliśmy Zlot B – P. W związku z tym nie wyjechaliśmy też w kwietniu na żaden biwak – po prostu nie było kiedy. Udało nam się jednak odbyć kolejną wycieczkę rowerową, z lekkim zboczeniem z trasy w kierunku Sopotu. Ciekawą akcją była też wędrówka w dwóch częściach wraz z zastępami Kościuszek z 50 NGDH.

* Maj, jak to zwykle w ostatnich czasach okazał się być trudnym przeciwnikiem, jeśli chodzi o regularność zbiórek. Swoje zrobił wciąż trwający równolegle KIM, a także pierwsze egzaminy. Najbardziej godną zapamiętania akcją z tego okresu było gościnne uczestnictwo w Manewrach Sherwood, gdzie stawiło się 6 ludzi (w sam raz zastęp) z Trójki. Klimat tegoż obozowania do złudzenia przypominał sceny z Hobbita (czytelnikowi pozostawiam odgadnięcie, które) i pozostawiał trochę do życzenia, jeśli chodzi o techniki harcerskie, ale trzeba też przyznać, że warunki były niełatwe (deszcz). Wyjazd zostawił trwałe ślady w naszej pamięci i o to chodzi. Majowa zbiórka KIM była ostatnią „normalną” i zadziała się na Kamiennej Górze w Gdyni. Jak zwykle, padało, ale było fajnie. Warto dodać, że mniej więcej w tym czasie kult Czapki Raiders wykrystalizował ostatecznie swój obrządek, czego dowody można znaleźć w galerii zdjęć drużyny.

* Czerwiec, podobnie jak maj, nieznośnie męczył uczelnianymi obowiązkami, co znów udaremniło nam wyjazd na Zlot Drużyn. Uaktywniliśmy się jednak trochę sportowo i udało nam się kilka razy całkiem sensownie pograć w piłkę na Karwinach. Finalnym akcentem tej działalności był mecz z 20 NGDH pod koniec miesiąca. Rok harcerski zakończyliśmy dwudniową wędrówką w znanej nam okolicy Kolbud i Lisewca, na której odnowiliśmy tradycję mięcha pieczonego na ogniu. W międzyczasie odbyła się też ostatnia zbiórka KIM w formie wędrówki na działkę byłej drużynowej 50 NGDH – Ani D. Tam zrobiliśmy spożywcze ognisko, a kursanci samorzutnie, chyba pod wpływem potęgi natury, która znów olała nas szczodrze, odbyli plemienny taniec ze śpiewem, któremu przodował Krecik.

* Przełom czerwca i lipca to intensywne przygotowania do wyjazdu na zaliczenie KIM w Bieszczadach. Obejmowały one np. znoszenie spojrzeń cywili na stacji PKP Oliwa, gdy panią w kasie poprosiłem o… „24 szkolne i 4 studenckie do Tarnowa i z Tarnowa do Zagórza na 9 lipca i powrotne na 16”. Niełatwym zadaniem okazało się też dopięcie budżetu.
Zaliczenie było intensywnym i pełnym przygód wyjazdem. Wystarczy wspomnieć samą podróż tam i z powrotem, podczas której za każdym razem czyhały na nas 4 przesiadki. Tuż po dotarciu do bazy w Nasicznem (po ponad 24 godzinach od wyjazdu!) rozebraliśmy się wszyscy do samej bielizny i z radością pobiegliśmy wykąpać się w potoku, wzbudzając konsternację zgromadzonych wokół harcerzy z ZHP. Przedtem głównie krzyczeliśmy „jeść!” – nikt nie miał wątpliwości, że harcerze z Pomorza są pełni życia. Chwilę po wyjściu z kąpieli zaczął padać deszcz… i już nie przestał. To spowodowało, że odpadł nam jeden dzień wędrówek. Za to drugi obejmował 13 godzin marszu i ponad 30 km po górach. Niezapomnianą chwilą był powrót do bazy i ogromna radość i ulga, jaką odczuliśmy w związku z wyzdrowieniem Broczki. Nasiczne jako bazę kursowa zapamiętamy wspaniale, dzięki gościnności dh Artura i reszty ekipy. Ciekawostką niech będzie nazwisko księdza z najbliższego bazie kościoła – Bieszczad. Natomiast najlepszą dokumentacją całości niech będą zdjęcia pełne uśmiechów, mimo szarości na niebie. Komendę KIM wspomogli z biologicznego i harcerskiego punktu widzenia Pampers i Michał, co okazało się nieocenioną pomocą. Cały kurs należy ocenić jako nieszablonowy, odbiegający trochę od ustanowionych w zeszłych latach standardów – w wielu miejscach mógł być lepszy, ale miał też kilka oryginalnych fragmentów, które bez wątpienia zostaną zapamiętane przez jego uczestników. Sami kursanci stworzyli też (przede wszystkim podczas zaliczenia), ku zadowoleniu komendy, zgraną grupę, która, miejmy nadzieję, przetrwa trudności dorastania i da od siebie kiedyś Leśnej Szkółce dużo. Jeśli choć jedna zawarta podczas wyjazdu przyjaźń przetrwa próbę czasu, uznamy swoje zdanie za wypełnione. Dydaktyczną i każdą inną wartość kursu pozostawiamy ocenie jego uczestników. Warto jeszcze dodać, że spośród członków Trójki kurs z wynikiem pozytywnym ukończyli: Borys, Janusz i Wojciech, a także Marek, choć warunkowo.

* Z zaliczenia powróciliśmy do domu 17 lipca nad ranem. Muszę przyznać, że nigdy nie witałem stacji Gdynia Główna z taką ulgą, jak tego dnia. Mieliśmy trzy dni na przepakowanie się, dopięcie kilku ostatnich spraw i zaktualizowanie wiadomości o tym, jak powstaje obóz – bo zapowiadał się wyjątkowo i taki rzeczywiście był od samego początku kwaterki, między innymi ze względu na gościnny udział w nim 40 GDH „Rzeka”.

* Trójka na obóz stawiła się w silnym składzie, mając jako jedna z trzech drużyn w swoim składzie Weteranów Pierwszego Wygonu. Sprawnie i szybko zbudowaliśmy swoje namioty i prycze, w czym pomógł nam też Gargo, towarzyszący nam w pierwszej części wyjazdu. Z wartych uwagi aktywności obozowych wymienić warto konny turniej z gibągami, trójkowe INO, zajęcia teatralne, kilka udanych gier wspólnych (szczególnie Manewry!) i przede wszystkim wspaniałą trzydniową wędrówkę, która, powodowana sentymentem Simona i Adama, była powrotem do MRU, ale tym razem w pełnym, 50-cio osobowym składzie 20, 50 i 3. Była pełna przygód, niezapomnianych zwrotów akcji, a także prób silnej woli i wytrzymałości uczestników. Z uwagi na dużą ilość uczestników i różny poziom umiejętności pakowania, przypominaliśmy trochę kolumnę uchodźców, co także dodawało klimatu wspólnemu wędrowaniu. Spontanicznym wybuchem radości była zabawa na belach siana, a na koniec całego wypadu, postanowiliśmy (my, drużynowi) wypożyczyć nasze dzieci panom strażakom, żeby mogli wypełnić swoje normy dydaktyczne, dowiedzieliśmy tym samym trochę o bezpiecznym obozowaniu nad wodą.
Na obozie w Wygonie, dokładnie w nocy 26 lipca 2013 roku, Trójka stała się na powrót drużyną. Stan „zastępowy” zakończył się więc po raz kolejny w historii, tym razem po 8 latach. Podzieliliśmy się na dwa zastępy – „młodszy” pod wodzą Janusza i Wojciecha oraz „starszy” pod wodzą Simona, wreszcie „najstarszy” (członkostwo w którym obwarowane jest pewnymi wymaganiami) także pod wodzą Simona. Dzień 26 lipca stał się Międzynarodowym Dniem Trójki. Warto dodać, że tej samej nocy przyrzeczenie harcerskie złożył Borys, a chusty otrzymali Maurycy, K4 i Mateusz.
Ocenę okresu samodzielnego zastępu pozostawiam potomnym, dla mnie zawsze będzie to czas wyjątkowy. Miał swoje wzloty i upadki, ale chyba należy uznać go za względny sukces, jeśli porównamy stan osobowy i potencjał drużyny choćby z dniem połowy obozu w Zalesiu, gdzie na obozie było nas… trzech. Z żalem zastępowałem na mundurze oryginalny brązowy sznur z niebieską beczką zwyczajnym granatowym – tamten stary będzie jednak przechowywany wśród drużynowych Trójki „na ciężkie czasy”. Forma działania w samodzielnym zastępie przez tych kilka lat na pewno stworzyła z nas zgraną, zżytą i przede wszystkim czującą przynależność do „north coast gangu” grupę, która, mam nadzieję, będzie potrafiła przekazać kolejnym pokoleniom to, co pozytywnie odróżnia nas od reszty świata i twórczo oddać ten ładunek radości i pozytywnych przeżyć, który przyjęła, nowym ludziom. Mam nadzieję (Simon), że Trójka nigdy już nie będzie musiała przekształcać się z powrotem w samodzielny zastęp, choć myśląc o niej, zawsze nasuwa mi się skrót 3ngZh, do którego sentyment pozostanie mi na całe życie. 

* Obóz zakończył się 4 sierpnia i muszę przyznać, że już tego samego dnia wieczorem zacząłem się niecierpliwić i wyczekiwać początku następnego. Myślę, że harcerstwo tym bardziej jest pociągające, im się jest starszym – wtedy w pełni docenia się, jak dużym szczęściem jest możliwość przebywania choćby dwa tygodnie w roku w utopijnym klimacie. Atmosfera wyjazdu była niecodzienna, ze względu, jak już wspomniałem wcześniej, na gościnny udział czterdziestek. Wniosły do LS powiew świeżości, harcerskiej i towarzyskiej. W budowaniu i pionierce były lepsze od niejednej męskiej jednostki, miały swoje drużynowe zwyczaje i tradycje, które bardzo ciekawie było poznać. Spowodowały też bardzo dużo fluktuacji interpersonalnych (i pewną ilość niepokoju w żeńskiej części LS, w końcu była to drużyna kobieca) w całym HZD i Kręgu, czego ślady możemy obserwować nawet dziś (po roku!), choć najwyraźniejsze były w sierpniu i jesienią, w postaci mnóstwa kontaktów, imprez, wyjazdów i spotkań „pozasłużbowych”. Uwydatniło nam to tylko, że izolacja LSu jako organizacji ma wiele plusów, ale także i swoje wady – z grubsza jednak oglądamy wciąż te same twarze i odejmujemy sobie urok poznawania co roku (a nawet częściej) nowych osób i zawierania nowych znajomości na drodze harcerskiej.  Będąc z natury człowiekiem refleksyjnym i świadomym swojej starości nie spodziewałem się już spotkać za życia LSowego osób, z którymi blisko się zaprzyjaźnię, głównie ze względu na to, że swoje pokolenie poznałem już dogłębnie. Dzięki temu, że na obozie była z nami 40 i goście (konkretnie dwoje gości :-) ), w dłuższej perspektywie okazało się, że bardzo się pomyliłem, co niezmiernie mnie cieszy. Można powiedzieć, że o ile 40stki skorzystały na wyjeździe z LSem znacząco, bo miały zagwarantowany wakacyjny obóz, o tyle LS skorzystał na tym, w moim przekonaniu, jeszcze bardziej. Dlatego też Trójka jest jedną z najbardziej otwartych na innych harcerzy drużyną (współpracowaliśmy w ciągu ostatnich 2 lat z ZHR, ZHP, KH DP), choć dużo na tym polu jest jeszcze do zrobienia. Przez kontakty z innymi możemy lepiej poznać samych siebie i wzbogacić a także lepiej ukształtować swoje umiejętności i wizję harcerstwa.
Nie tylko jednak obecność Rzeki spowodowała, że Wygon ’13 był tak udanym obozem. Cały Krąg wyraźnie potrzebował wspólnego obozu i wspólnego działania, co miało swoje odbicie w klimacie wyjazdu i widoczne było w chęci do działania wśród instruktorów i uczestników. Nie było oczywiście idealnie, bo nigdy nie jest, ale zauważalna była wśród nas ogromna ilość pozytywnie ukierunkowanej życiowej i harcerskiej energii. Należy też podkreślić, że Piotrek jako komendant obozu wywiązał się ze swojego zadania idealnie, wraz z Rudym i Pampersem tworząc doskonale działający samodzielny kwatermistrzowsko obóz całości LS w szczerym lesie (w dodatku tak pięknym jak Wygon i okolice) na ponad 160 osób, co nawiązywało wyraźnie do najlepszych wyników z lat ’90. Jest cytat z naszej własnej historii: „Nie ma bowiem siły zdolnej powalić tych, którzy naprawdę chcą działać." którego obóz w Wygonie pozostanie na lata żywą ilustracją.

* Pod koniec sierpnia na Buraczanej (ulica znacząca w historii Trójki i obu Leśnych Szkółek) odbyliśmy pierwszą radę drużyny w nowej formie, na której ustaliliśmy schemat działania na nadchodzące półrocze. Plany były ambitne, jak zawsze. We wrześniu wystartowaliśmy ze zbiórkami już jako drużyna. Na pierwszej zbiórce zorganizowaliśmy dla osób nieobecnych na obozie przyjęcie do nowych zastępów. Pewne rzeczy (na szczęście) nigdy się nie zmieniają, zbiórka miała więc formę przede wszystkim kopów sprzedawanych Fasoli, ale wszyscy byli zadowoleni. Od roku 2013/2014 zbiórki drużyny odbywały się co dwa tygodnie, podobnie jak zbiórki zastępów. Warto dodać też, że Wojciech i Janusz zostali pierwszymi uczestnikami kursu przybocznych z Trójki od 2007.

* Październik był miesiącem pierwszego biwaku w nowym roku, wspólnie z 33 NGDH. Biwak był kameralny i odrobinę sentymentalny, odbył się bowiem w dobrze znanej nam szkole w Rozłazinie (na parapecie jest tam nadal ślad po LSowej świeczce z 2007). Biwak obejmował m.in. łażenie po drzewach i „Spirited Away”. Byliśmy też na Chaszczach, które Simon współorganizował z Patrykiem – tradycyjnie padał deszcz i nie było lekko.

* W listopadzie kontynuację ujrzała zapoczątkowana rok wcześniej tradycja wszechmęskiego biwaku, organizowanego podobnie jak rok wcześniej, przez 11 NGDH. Odbyła się sprawdzona gra z krótkofalówkami, tym razem rywalizowały ze sobą m.in. frakcje GreenPeace i Korei Północnej. Oby tradycja trwała jak najdłużej, bowiem biwak był bardzo udany. Niech kobiety się od nas uczą! Dodatkową nieszablonową akcją w listopadzie był wypad do kina na Grę Endera.

* W grudniu udało się nam nareszcie powrócić do zwyczaju wigilijnego biwaku, utrzymując tym samym średnią 1 wyjazdu miesięcznie. Biwak odbył się w szkole w Sychowie wraz z 13 i 33 NGDH. Było bardzo sympatycznie i świątecznie. Udało nam się też wysiłkiem całej drużyny wziąć udział w przygotowaniu trójkowej Szlachetnej Paczki, a potem być jak Święty Mikołaj przy okazji ich roznoszenia tuż przed świętami, wraz z Fluenti.

* W tle toczyły się, z różną regularnością, zbiórki zastępu starszego. W pierwszym półroczu wypada wymienić historyczny marsz po Gdyni, wizytę na cmentarzu w Sopocie przy kwaterze AK 1.11 i udział w INO Darżlub 2013’ w grudniu – szczególnie zapadło nam w pamięć przebijanie się przez ponad 6 km przez grubą warstwę pierwszego tej zimy śniegu.

* W styczniu odbyło się zimowisko całości LS, tym razem pod znakiem powrotu do szkoły w Gołubiu, gdzie byliśmy na zimowisku w roku 2010. Komendantem był Michał, a co ciekawe, pomocą kwatermistrzowską służyły Martna Jóźwiak i Ania Kowalewska wówczas z ZHR, co było przejawem opisywanego przeze mnie pozytywnego efektu wspólnego obozu latem. Same działania na wyjeździe były nieco utrudnione, ponieważ odbyło się ono przed sesją egzaminacyjną na uczelniach, w związku z tym wielu instruktorów musiało je dorywczo opuszczać (w tym Simon). Młoda kadra Trójki poradziła sobie jednak z zadaniem kierowania drużyną pod nieobecność drużynowego nad wyraz dobrze, wnosząc nawet swój wkład do dydaktyki nadawania alfabetem morse’a – co może lepiej zmotywować młodych ludzi do nadania komunikatu drugiej grupie niż „kto kogo lepiej zdissuje”? efektem były komunikaty o treści „u r noob” lub „twoja stara nie ma ammo”, ale przekazane poprawnie i to się liczy.

* Jeszcze w ramach resztki ferii zorganizowaliśmy na Buraczanej TDKF, podczas którego obejrzeliśmy The Blues Brothers. W lutym zobowiązaliśmy się na Sejmiku przeprowadzić dla całości LS grę z okazji Dnia Myśli Braterskiej, jak też się stało. Gra wypadła fajnie i dla odmiany (wreszcie), po raz pierwszy od 2009 roku odbyła się w Gdańsku, zamiast Gdyni – LS ma drużyny i tutaj. Obstawiała ją, można powiedzieć, kadra Trójki, w związku z czym patrole otrzymywały czasem wybitnie harcerskie zadania jak np. „sprawdźcie mi cenę kebaba tam za rogiem”. Po grze udaliśmy się wspólnie na pizzę dla celebracji sukcesu. Do końca lutego odbywały się regularnie zbiórki.

* Planem na marzec było poczynienie pierwszego od lat naboru w szeregi drużyny, ponieważ zastęp młodszy, pomimo tego, że działał dobrze, był mało liczny. Nabór uskuteczniliśmy w szkole 42 przy ul. Staffa na Karwinach, gdzie od tamtego czasu znajduje się ośrodek życia Trójki. Na nabór, poczyniony wraz  Fluenti, stawili się dwaj cwaniacy – Michalo i Adrian. Od początku okazało się, że pasują do klimatu drużyny i oby tak już zostało. Do końca marca działaliśmy według zwykłego planu, wysyłając tylko skromną delegację na wszechmęską zbiórkę w marcu, dzięki czemu mimo wszystko nie zabrakło nas tam. Pod koniec marca pojechaliśmy na pierwszy ponaborowy biwak wraz z Fluenti, który odbył się w wielce zasłużonej w historii Trójki miejscowości, w gimnazjum jednego z jej członków – Lolka. Co to za miejscowość, odpowiedzcie sobie sami :-) Biwak był udany, szczególnie podobały nam się okoliczne lasy. Gościnnie pojechał na niego z nami stary znajomy – K3. Niestety, nie da się być w dwu drużynach jednocześnie i pozostawiliśmy mu wolną rękę co do wyboru dalszej drogi harcerskiej.

* Kwiecień był miesiącem, w którym znów jako młoda, ambitna i chętna do działania drużyna podjęliśmy się organizacji gry całości – tym razem Zlotu Baden – Powella wraz z Fluenti. Gra obejmowała LS i KH – DP, w związku z czym na apelu ją kończącym było ponad 190 osób! Można tylko żałować, że ta siła pozostaje podzielona. Poza tym udało nam się odbyć wycieczkę rowerową do Matemblewa („kto ostatni na górze, ten (...)”) i spotkanie towarzyskie u Borysa, na którym przekazane zostało dalej światło crossfire.

* W maju zaczęliśmy myśleć powoli o obozie letnim. Jeśli chodzi o zbiórki, odbyły się drugie Chaszcze, tym razem organizowane tylko przez Patryka, byliśmy ponadto na biwaku z 50 i 20 w Lubocinie, który był wspaniały, ale znów padał deszcz. Obejmował fasolę po chłopsku i wędrówki dla zastępów, a także grę z pająkami. Krótko po biwaku szeregi Trójki opuścił Janusz, co wszystkich nas zasmuciło. Mówi się, że „nie ma ludzi niezastąpionych”, ale tyczy się to tylko sprawowanych funkcji. Po przyjacielu zostaje masa wspaniałych wspomnień, ale i dziura w postaci żalu, że nie będzie kolejnych. Niektórym jednak w pewnym momencie życia odchodzi wola bycia harcerzem, tak było, jest i będzie w życiu każdej drużyny. W związku z tym, zastępowym zastępu młodszego został Wojciech, a na funkcję podzastępowego przetransferowany został Lolek.
Pod koniec miesiąca odbył się średnio udany biwak kadrowy wszystkich drużyn LS, na który Trójka stawiła się w składzie Simon, Wojciech i Marek. W związku z tym, w dzień wyjazdu (piątek) miała miejsce wspólna zbiórka 20, 3 i 50, na którą po raz pierwszy stawił się Cypek – i co ciekawe – już tydzień później postanowił jechać z nami na obóz. Do odważnych świat należy!

* Na przełomie maja i czerwca odbyły się ostatnie zbiórki zastępów, poprzedzone akcją nocną zastępu starszego wraz zaproszonymi gośćmi. Na ognisku na polanie gdzieś w lesie powstała omletojajówa, smażone pierogi i klimat wspólnego obozowania w ramach ucieczki z miasta jeszcze w czasie trwania roku szkolnego. W nocy odwiedził nas nawet jakiś zbłąkany dzik. Oby udawało nam się organizować takie akcje jak najczęściej. Przed ogniskiem byliśmy w kinie na filmie „Powstanie Warszawskie”, który zrobił na wszystkich duże wrażenie. W połowie czerwca pojechaliśmy w konkretnym składzie na Zlot Drużyn w Borowie, organizowany przez Ratatuja i Mikensa, na który niestety nie stawiły się wszystkie drużyny LS. Tradycyjnie padał deszcz, co spowodowało, że musieliśmy wykazać się większą wytrzymałością, ale kto miał dać radę, jeśli nie Trójka. W turnieju drużyn zajęliśmy czwarte miejsce, ale z minimalnie tylko mniejszym dorobkiem punktowym niż trzecia w kolejności 13 NGDH.

* Akcjami zastępu starszego wartymi odnotowania w drugim półroczu była zbiórka snajperska w okolicach źródła Marii, nauka wspinaczki na drzewa, wspólne zaliczanie Koniczyny na II stopień (warte podkreślenia, bo w Trójce zwykle wystarczały habazie i choinki), wyjazd na biwak kadrowy, nocowanie w lesie w Owczarnii i w czerwcu wspólnie z kadrą 50, 20 i bandy wypad na ASG do Sulmina. Powstał też zwyczaj organizowania cotygodniowych rad drużyny za pomocą skype’a, mniej więcej w środę. Akcji było więcej i były intensywniejsze niż w pierwszym półroczu, pozostaje mieć nadzieję, że taki trend zmian zostanie utrzymany, mimo tego, że mieszkamy daleko od siebie.

* Rok harcerski zakończyliśmy nocną wędrówką spod SP 42 do Gdyni Cisowej. Pierwotnie miała ona obejmować przemarsz na trasie Wejherowo – Swarzewo – Jurata, ale niestety z powodów życiowych plany musiały się zmienić. Wędrówka miała bardzo fajny klimat (mieliśmy ze sobą nawet noktowizor), w przerwie powstała kolejna jajówka, którą przyrządził niezawodny Kurczak. Do Gdyni doszliśmy w promieniach rannego słońca i powłócząc nogami wsiedliśmy do SKM w kierunku Rumii i Gdyni/Gdańska. Tym samym 21 czerwca o 6.01 zakończył się piąty rok harcerski Trójki w obecnej postaci, a 22 w ogóle. Plany na następny są ambitne jak zawsze, a doświadczenie ostatnich miesięcy uczy, że jeśli tylko podejdziemy do swoich obowiązków rzetelnie i nikt nie będzie rzucał słów na wiatr, nawet takie można zrealizować. Przed nami obóz w znanym miejscu we Wdzydzach, na którym stworzymy wspólny podobóz z 20 i 50 NGDH. Z Trójki wybiera się na niego 12 uczestników i kadra, oby za rok było nas co najmniej dwa razy tyle. A nawet jeśli los będzie nam przeciwny, to, jak widać po lekturze, Buki są wieczne. 


24.06.2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz