piątek, 8 lipca 2011

Wycieczka rowerowa

Miejsce spotkania: Pętla w Oliwie
Godzina: 10.00
Planowany powrót: 17.00, peron SKM w Oliwie
Planowana trasa: Lasami do Rumii!

Każdy kto jest chętny niech się stawi o oznaczonej godzinie w Oliwie :) Zabierzcie też coś do picia i jedzenia.
Do jutra!

niedziela, 3 lipca 2011

Historia najnowsza

    *Pierwsza połowa 2008 upłynęła nam całkiem błogo. Wartą odnotowania w tamtym czasie działalnością był np. biwak w Rotembarku, w domu wujka Marcina, który był pierwszym biwakiem zorganizowanym przez Simona, Marcina i Worma. Dla oddania jego klimatu przytaczam fragment relacji Bąka z Zasiewów z marca 2008: „Zaraz po przyjeździe, zdumiała nas próba kupna taśmy klejącej w sklepie gdzie sprzedawca ani razu w życiu nie sprzedał, w innej jednostce niż litr, żadnego produktu. To wzbudziło w nas, uczestnikach, grozę, zaczęliśmy się martwić o zdania: „zapewnione wyżywienie” i „nie trzeba brać niczego do jedzenia” wypowiedziane przez organizatorów biwaku: Saimona, Marcina i Worma. Po ustaleniu, że schaboszczaki rzeczywiście istnieją i nie czeka nas przymusowy strajk głodowy, udaliśmy się w kierunku Rotembarku oddalonego od Kościerzyny o jakieś 7 km.”

    *Na biwaku i na zbiórkach, a czasem w trakcie teoretycznie indyferentnych harcersko wieczorów tygodnia powszechnego kontynuowaliśmy nasz bohaterski pościg za Nekromantą, czego efektem było np. śmierć Marcina z toporem w głowie, zarąbanie pod sobą przez Simona swojego własnego konia w trakcie ucieczki, przyszycie Gargowi szczęki od psa i inne ciekawe wydarzenia, na które Mały spoglądał z politowaniem. Na zbiórki spotykaliśmy się w słonecznych oliwskich lasach, gdzie słuchaliśmy wykładów Worma o Górze Wilk, skakaliśmy przez płoty i przez większość czasu tłukliśmy się z radością. Mieliśmy też zamiar zmienić nazwę drużyny, ale ostatecznie do tego nie doszło.

    *W międzyczasie zaczynaliśmy już myśleć o obozie letnim. Wiadome było, że pojedziemy na obóz, który organizowała Basia, siostra Garga (był to rok oddzielnych obozów). Chcieliśmy, by był co najmniej tak dobry, jak poprzedni obóz w Gostomku, ale chęci to nie wszystko. Na jakiś czas przed obozem Bąk wybrał motor, co spowodowało, że nie pojechał z nami i w końcu odszedł z drużyny. W maju braliśmy udział jako obstawa w Robin Hoodzie, co wyszło dość śmiesznie [Mały John Rambo]. Przed obozem byliśmy też na Zlocie Drużyn w składzie: Mały, Gargo, Marcin.

    *Obóz miał miejsce w sierpniu, jako, że byliśmy jedyną ekipą męską, która była na jego całości, udaliśmy się na miejsce wcześniej jako kwaterka w składzie: Mały, Gargo, Marcin, Worm, Simon + Pacjent. Osiągnęliśmy mistrzostwo w rozstawianiu namiotów. Na obozie szyki trochę mieszało nam oboźnictwo Małego i fakt, że wokół było wiele kobiet, którym należało pomóc. Mimo tego, udało nam się zrobić kilka fajnych rzeczy, jak np. walka na jajka życia, trzydniowe chatki wraz z 44 NGZH o głodowych racjach żywnościowych, nocna mini – wędrówka, pojedynek w jedzeniu kotletów, obserwacja „dzikiej przyrody” czy też wspaniała zupa, którą jednak daliśmy do zjedzenia innym. Na obozie działaliśmy w dużym stopniu z Pacjentem, który pełnił też funkcję kwatermistrza. Spotkaliśmy też po raz pierwszy, jeszcze jako zuchów, wielu obecnych członków Trójki, m.in. Wojtka, Lolka, Wojtka K., Stefana, Marka, Jasia K. i innych. Zakiełkowała nam w głowach myśl o naborze i, może kiedyś, podebraniu Gumisiom kilku chłopaków jak złoto… którym już wtedy w trakcie pogawędek przy obiedzie skutecznie wytłumaczyliśmy, która drużyna jest najlepsza J
Obóz ostatecznie zostawił po sobie mieszane odczucia, co w moim przekonaniu było przyczyną wielu podjętych decyzji w następującym po nim roku harcerskim. Z pewnością nie podobał nam się tak mocno jak Gostomko ’07, ale miał za to koszulki w lepszym kolorze (zgadnijcie jakim).

    *Po obozie, we wrześniu, zorganizowaliśmy nasz czwarty już, w końcu udany nabór w szkole na Niedźwiedniku w Gdańsku. Po pewnym czasie wykrystalizowała się ekipa o sporym zróżnicowaniu wiekowym składająca się z dwóch rodzeństw i Janka Ch. Nasza struktura wyglądała wtedy dość skomplikowanie – byliśmy nadal samodzielnym zastępem, z Małym jako szefem i Gargiem jako podzastępowym, natomiast ekipa młodsza była patrolem, którego szefem był Marcin z Simonem i Wormem jako pomocnikami.

    *Plany na cały rok były ambitne – mieliśmy (Marcin, Worm, Simon) co sobotę organizować zbiórki ekipy młodszej, raz na dwa tygodnie spotykając się w starszym gronie dbając o swój rozwój. Ostatecznie niewiele z tego wyszło, bo okazało się, że prawie każdy z nas coraz mocniej skupiał się na swoim życiu pozaharcerskim.

    *Jesienią przyszło nam wrócić do Rotembarku, tym razem na Dni Skupienia organizowane przez Małego. Innym wyjazdem był świąteczny biwak wraz z 2 NGDH i 33 NGDH, na którym przede wszystkim musieliśmy znaleźć należącego do Franka szczura. W międzyczasie Gargo zrezygnował z organizacji zimowiska i udał się na urlop, z którego powrócił dopiero latem by zorganizować obóz w Zalesiu. Nie oznaczało to jednak jego absolutnej absencji na zbiórkach.

    *Gargo z Małym rozwijali się muzycznie, formując i pchając do przodu obecne C4030, nasza trójka często spotykała się na grę w Wormsy, często też z Gargiem oraz kilka innych ciekawych aktywności (np. umiejętność gry w pokera). Simon i Marcin nadal bawili się w szkolny zespolik nieudolnie próbujący zmusić perkusistę do nastrojenia instrumentu. Patrząc z perspektywy, najważniejsza i najbardziej wartościowa w tym wszystkim była dobra zabawa.

    *Zimowisko po raz kolejny odbyło się w Rozłazinie. Nie pojechał z nami Worm, ponieważ był w tamtym czasie na szkolnej wymianie w USA, w stanie Iowa. Pisał do nas, że mieszkał w rodzinie Tajwańskich imigrantów, którzy jako zwierzątko domowe trzymali w kartonie kurczaka. Zimowisko było dość chaotyczne i nie udało nam się zrobić na nim zbyt wiele, ale mam też wrażenie, że brakowało zapału.

    *Po zimowisku ten brak zapału ujawnił się jeszcze mocniej, np. w fakcie, że zbiórki starsze nie odbywały się. W marcu pojechaliśmy na biwak do Darżlubia wraz z 2 NGDH i 7 NGDH. Nie wyróżnił się on niczym szczególnym, ale dzisiaj można zauważyć, że był to ostatni biwak, na którym byli z nami Worm i Mały.

    *Około maja pojawił się plan odegnania stagnacji, który przewidywał m.in. organizację zbiórek starszych przez każdego z nas po kolei. Trzy z nich doszły do skutku, Marcina, w Matembewie, związana z terenoznawstwem, na której nagabywał nas trochę niedźwiednikowy ksiądz, Simona historyczna po centrum Gdańska związana m.in. z pisaniem na maszynie oraz Garga, która ostatecznie przybrała kształt gry z kilkoma znanymi z dawnych harcerskich czasów i zaprzyjaźnionymi kobietami, a obejmowała np. wizytę w jedynej w Gdańsku synagodze i meczecie. Niestety plan nie zadziałał do końca, na żadnej ze zbiórek nie pojawił się Mały. W ekipie młodszej też nie działo się najlepiej, czego świadectwem była np. wędrówka, na którą Simon z Jankiem poszli sami. Ale sytuacja nie była zupełnie zła, bo wędrówka, choć krótka, wyszła fajnie.

    *Zbliżał się obóz, na krótko przed nim odbył się kolejny deszczowy Zlot Drużyn, na którym byli Simon i Gargo. Podczas pisania planu pracy na obóz byliśmy trochę w kropce, ponieważ z naszych pięciu ludzi z ekipy młodszej jechał na niego tylko Janek. Na krótko przed wyjazdem okazało się też, że nie będzie na nim Marcina, a Worm i Mały pojadą tylko na pierwszych kilka dni. Gargo natomiast miał być komendantem, a warto podkreślić, że był to najdalej wysunięty od Trójmiasta obóz całości od dobrych kilku lat, słowem, spore przedsięwzięcie. Powstał więc plan połączenia sił z 20 NGDH i działania na obozie wspólnie z nimi.

    *Okazało się, że plan był przedni, a obóz, mimo wielu zawodów na krótko przed nim, na nim i ogólnie kiepskiego klimatu panującego w Trójce, wyszedł wspaniale, przynajmniej dla Simona i Janka, a i Gargo pewnie miał z niego sporo satysfakcji. Oto kilka rzeczy, które robiliśmy: chatki w ulewie, noszenie obiadu pod górę i na sporą odległość, sauny z pałatek, pizza, pączki, bułki, tama na strumieniu, latawce, dwie bardzo długie wędrówki, w tym pizza w Wadowicach i wykład Szeflera na Babiej Górze, pieczone ziemniaki i noclegi w wiatach, wizyta na Słowacji i „żuwaczka”, nielegalny przemyt czekolady Studentskiej i wiele innych. Wszystko okraszone było specyficznym humorem i klimatem z pogranicza Trójki i Dwudziestki oraz komentarzem niezapomnianego Żaby. Na obozie Janek, jako ostatni członek Trójki dostał chustę od Małego, warto też nadmienić, że jest to ostatnia chusta z dawnej beli materiału. Tym samym zamknięta została pewna epoka. W trakcie obozu nastąpiło też przekazanie do Trójki z Gumisiów kilku zuchów – Wojtka, Marka, Lolka, (wtedy jeszcze) K2, oraz zaocznie K1 i Baryły. Mieli oni stanowić trzon przyszłego zastępu Simona, który startował od września 2009. Wróciliśmy do domu bardzo zadowoleni, choć Simon i Gargo wrócili tylko na jeden dzień, zaraz po obozie wyruszając na pamiętnego eurotripa, po relację z którego odsyłam do Zasiewów 01/2011.

    *W Zalesiu pewnego wieczoru odbyliśmy też szczerą rozmowę podsumowującą poprzedni rok i tyczącą się przyszłości. Byliśmy naprawdę blisko zawieszenia działalności drużyny, ale nie wszyscy chcieli już kończyć przygodę z harcerstwem. Simon powziął decyzję o stworzeniu zastępu z przejętych zuchów i Janka z zastępu Marcina, z Gargiem w charakterze mentora i pomocnika, natomiast Mały, Worm i Marcin postanowili odejść z drużyny. Dotychczasowa ekipa młodsza miała zostać rozwiązana. Tamtejszą sytuację dobrze oddawało wypowiedziane przez Garga zdanie – „Trójka to ekipa składająca się ze świetnych, najlepszych ludzi, z których co jakiś czas ktoś okropnie daje ciała.”

    *Od września Trójka o odmienionym zupełnie składzie, image’u, celach i charakterze wystartowała prężnie jako zastęp składający się w większości z byłych zuchów od Zięcia i Janka. Zbiórki od tamtego momentu odbywają się pod szkołą 46 na Karwinach. Organizował je Simon, w miarę możliwości z pomocą Garga. Przez pierwsze pół roku w wyniku wahań był z nami jeszcze Marcin, ale na koniec 2009 odszedł ostatecznie.

    *Na pierwszej zbiórce, co mogło wydawać się złym omenem, padał deszcz i było tylko TRZECH ludzi – Janek, Wojtek i K3. Początkowe miesiące mijały przede wszystkim na zapoznawaniu się ze sobą i wypracowywaniu swego rodzaju wspólnej płaszczyzny porozumienia. Efektem tego były takie hasła jak „siła zjednoczonej grzeczności”, „elitetruppe”, „Baryła turbo”, lub stara, dobra „banda durniów”. Wszyscy musieli oswoić się z nową rolą – Simon jako zastępowy, chłopaki jako harcerze.

    *Naszym pierwszym wspólnym wyjazdem był biwak w Darżlubiu wraz z 33 NGDH i 20 NGDH. W międzyczasie odbyliśmy wspólną zbiórkę z 38 NGDZ „Gumisie”. Kolejny biwak odbył się przy mrożącej krew w żyłach temperaturze średnio około -18 C w Strzebielinie Morskim. Był to biwak świąteczny, na który pojechaliśmy razem z 13 NGDH.

    *Nadszedł czas na kolejne zimowisko, które odbyło się w Gołubiu. Pojechaliśmy na nie prawie całym zastępem, a pomagał nam w organizacji życia codziennego Pacjent. Zbudowaliśmy m.in. igloo, strzelaliśmy z wiatrówki, przegraliśmy mecz piłki nożnej z 7 NGDH jakieś 10:2, a także, co wydaje się prawie niemożliwe, zadaliśmy (niestety, każdy odpowiada za to, czym w całości jesteśmy jako Trójka) ratownikowi pytanie „czy można złamać dupę?”.

    *W pierwszym półroczu 2010 kontynuowaliśmy zbiórki z dużą regularnością. Kilka wartych odnotowania działalności to budowa bałwanów, fortów i zamków ze śniegu, chodzenie po linie, zbiórka rowerowa itp. Nie pojechaliśmy na Zlot BP ze względu na maturę Simona. W międzyczasie Mały ożenił się. 

    *Na Zlocie Drużyn w Lipuszu stawiliśmy się tłumnie, zajmując zaszczytne przedostatnie miejsce w Turnieju Drużyn. Rok harcerski zakończyliśmy wędrówką w czteroosobowym składzie, której najfajniejszym elementem było pieczenie mięsa kurczaczego na ognisku. 

    *Obóz letni, na który pojechaliśmy w roku 2010 odbył się w miejscowości Wygon. Był to obóz 3 NGZH, 7 NGDH, 20 NGDH i 50 NGDH. Trójka stawiła się w składzie: Lolek, Marek, Janek, K3 i Simon. Miejsce obozu było wyjątkowo urokliwe, z czego korzystaliśmy np. przez częste kąpiele. Działaliśmy głównie planem centralnym. Z ciekawszych zajęć należy wymienić chatki bez butów, budowę tratwy, nocne porwania, wędrówkę do MRU, oglądanie finału mistrzostw świata w piłce nożnej i inne. Na obozie nowym członkiem przyjętym do Trojki stał się Lolek, który dostał chustę.

    *Po lipcowym obozie, pod koniec wakacji Simon wraz z Kasią udali się z 38 NGDZ na ich obóz w charakterze pomocników. Pod koniec wyjazdu, który miał miejsce w Sobączu, dołączyli do niego Lolek, Wojtek i Marek, którzy przywędrowali tam wraz z Gargiem i siostrą Wojtka, Sissi. W Sobączu kolejnym członkiem Trójki z chustą stał się Wojtek, miało miejsce także znaczne poszerzenie składu o kolejnych rekrutów z Gumisiów – Oskara, Karola, Pawła W., Piotrka i Jędrka. 

    *W tym czasie Kuchcik powziął decyzję o zawieszeniu działalności 7 NGDH, w związku z czym dokonano transferu „gdańskiej czwórki” do Trójki – tj. Stefana, braci Kaczmarków (Wojtka i Michała) oraz Kurczaka. Trójka szybko zwiększała swoją liczebność, co miało być jej cechą dominującą przez cały nadchodzący rok harcerski.

    *Od września znów prężnie wystartowaliśmy ze zbiórkami pod szkołą 46 na Karwinach, w mocno rozszerzonym składzie. Było nas już kilkunastu, a w ciągu całego roku harcerskiego okazało się, że chętnych do bycia w Trójce było więcej. Co jakiś czas na zbiórkach pojawiał się ktoś nowy, w ten sposób dołączyli do nas: Borys, Rysiek, Witek, Jasiek K., Wojtek B., Miłosz, Janek Fasola a pod sam koniec roku Błażej i kilku innych, którzy nie zostali z nami na dłużej. Skład Trójki stale fluktuował.

    *Pierwszym wyjazdem był biwak w Strzebielinie Morskim wraz z Gumisiami i Fluenti, na którym przyrzeczenie harcerskie złożył Janek Chabik. Było słonecznie i przyjemnie, a na biwaku sporo się ruszaliśmy. Tam też nastąpiło delikatne wyodrębnienie w Trójce dwóch patroli z Jankiem i Wojtkiem jako ich szefami.

    *Na zbiórkach w tamtym okresie przede wszystkim bawiliśmy się w najróżniejsze odmiany kostek i młócki, co spotkało się z aprobatą przeważającej większości. Ekipa z poprzedniego roku już się ustabilizowała, natomiast nowi członkowie wnieśli do naszego klimatu sporo świeżości i energii, której czasem było aż nadto.

    *W grudniu zamiast świątecznego biwaku odbyła się kameralna wigilia w harcówce w szkole 46, podczas której wybraliśmy mistrzów mózgu, młócki oraz braterstwa (Marka, Wojtka i Borysa). W związku z prośbą o „zabranie ze sobą jakiś ciastek, np. delicji”, potrawą wigilijną w przytłaczającej większości były delicje.

    *Na Zimowisko w Rozłazinie stawiliśmy się w ponad 15 osobowym składzie. Simon był jego komendantem, co zabrało mu część czasu. W związku z tym połączyliśmy siły z 13 NGDH, a z rzeczy które robiliśmy należy wymienić teleturnieje bez telewizora, grę w rugby na korytarzu, kolejne odmiany kostek, rugby w błocie i kałużach, a także grę z zamkami, której efektem było zawołanie „Opole Atak Kurczak.” Na zimowisku chusty otrzymali Marek i Borys. Tym samym w Trójce było najwięcej osób z chustami od 2005.

    *Drugie półrocze charakteryzowała spora ilość śniegu, który z wielką chęcią wykorzystywaliśmy na zbiórkach na różne sposoby. Tak minął luty i marzec, natomiast na początek kwietnia wybraliśmy się na biwak do miejscowości Tuszkowy wraz z 2 NGDH. Miejsce okazało się być wyjątkowo ładne oraz przyjazne harcerzom, nie dopisała jedynie pogoda. Na biwaku była astronomiczna ilość 19 osób.

    *W kwietniu i maju odbyło się całkiem sporo wspólnych zbiórek z resztą LS, z których Zlot BP organizował Gargo. Odwiedziliśmy także oliwskie ZOO.

    *W czerwcu pojechaliśmy na Zlot Drużyn w składzie liczącym sobie 18 osób, śpiąc pod namiotami oraz trójkowymi do cna pałatkami. Niestety nie poprawiliśmy wyniku z poprzedniego roku (a nawet udało się go pogorszyć!) w Turnieju Drużyn, ale większość zaznajomiła się z urokami obozowania bez dachu nad głową. W tym też miesiącu zaczęliśmy uczęszczać w reprezentacyjnym składzie na Harcerskie Dyskusyjne Koło Filmowe.

    *Rok harcerski zakończyliśmy wędrówką pomiędzy Kolbudami i Pomlewem na sam koniec czerwca, na której było 10 osób. Atmosfera była fajna, choć wypad był odrobinę męczący, m.in. ze względu na wagę namiotów. Dał nam za to możliwość poznania uroku kiełbasy.

    *Na obóz Trójka pojedzie w składzie liczącym sobie w porywach do 15 osób, co należy uznać za niezły wynik. Kto wie, co przyniesie przyszłość? Wiemy tylko, że maluje się w brązowych kolorach, i dobrze.